17:56 / 28.11.2002 link komentarz (0) |
Znów zerwałam się z wykładów. Nie chciało mi się na nich siedzieć i strasznie źle się czułam. Prawie zasypiałam (oczywiście,0) więc po drugim wykładzie pojechałam do domu.
Miałam postanowienie... to moje codzienne postanowienie, powtarzam to sobie każdego dnia: dziś skończę list, a przynajmniej coś jeszcze napiszę jeśli nie uda mi się go skończyć.
I dupa. Nigdy nic z tego nie wychodzi. A najlepsze, że zdaję sobie z tego sprawę obiecując sobie, że będę pisać. Wiem, że wcale nie będę.
No więc miałam to cholerne postanowienie. Chciałam usiąść do listu. Położyłam się spać...
Teraz wstałam. Miałam sen... Pamiętam tylko końcówkę: trzymałam w ręku gazetę, chyba z ogłoszeniami, obok mnie siedziała adresatka tego nieszczęsnego listu. Chciałam zagiąć brzeg tej gazety, i wtedy nagle okazało się że to czekolada; D. krzyknęła "Nie!" ale w tym momencie czekolada się przełamała i tylko obie westchnęłyśmy, nie wiedząc co dalej. Ja westchnęłam, bo to należało do niej (ta gazeto-czekolada,0) a ja to zniszczyłam więc miałam wyrzuty sumienia, a ona dlatego, że to zniszczyłam i była na mnie zła, ale ja wiedziałam że nie będzie się długo i poważnie gniewać...
Hmmm jeżeli dobrze ten sen interpretuję, to będzie niedługo happy end, i nie będę musiała pisać dalej tego listu ;,0)
List listem, ale mogłoby się to wszystko wreszcie skończyć... :/
|