10:28 / 30.11.2002 link komentarz (0) | Bardzo przyjemnie spędziłem czwartkowy wieczór. Zasługa dyskoteki akurat niewielka, ekipa prowadząca dała lekcje z cyklu "jak nie powinno się robić imprez". Pomijam kwestie sprzętu i charczących kolumn, szkoła to szkoła, nie wolno wymagać zbyt wiele, ale nic nie tłumaczy DJ'ów obsługujących Winampa, którym bezbłędne puszczanie kawałków i znośnie przechodzenie z jednego do drugiego sprawiało wyjątkowe problemy. Dobór utworów także nie satyscakcjonował przeciętnego uczestnika tej nadzwyczajnej biby, mamy rok 2002, tymczasem można było odnieść wrażenie, że "Gangstas Paradise" Coolia to najświeższa rzecz, jaką panowie od Winampa dysponowali. Dopisało za to towarzystwo, rozmowy pozwalały się oderwać od ciągłego narzekania na mankamenty dyskoteki. Hałas (zaraz, to impreza, jaki hałas?,0) nie był trudny do przezwyciężenia.
Ku własnemu zadowoleniu opuściłem lokal przedwcześnie, by jeszcze tego dnia zawitać w kinie. "Czerwony Smok" robi wrażenie, oj robi. Hopkins, gdy tylko się pojawia, nie pozwala oderwać wzroku od ekranu. Genialny aktor, stanowi zdecydowanie główną atrakcję filmu. Dla niego tylko warto się wybrać, a przecież "Smok" ma jeszcze wiele innych atutów: fabułę, realizację, i momenty, gdy ciało samo drży. Polecam, naprawdę. Denerwuje tylko tłumaczenie niektórych wyrażeń, książkowe przezwisko "Szczerbata Lala" znacznie bardziej przypadło mi do gustu, niż filmowe "Pan Ząbek" (ochyda,0). Ale i tak trzeba obejrzeć, obowiązkowo. Zadowolenie osiąga zenit. Nie ma oczywiście porównania z książką, chyba każdy, kto się z nią zapoznał doskonale sobie zdaje sprawe, że ma ogromną przewagę, wnętrza bohaterów i rozgrywających się w nich wydarzeń nie da się przenieść na ekran.
Także najlepiej zacząć od lektury. Masz do biblioteki, potem do kin. Powinniście zdążyć.
|