keb // odwiedzony 65038 razy // [gas_werk szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (219 sztuk)
18:40 / 18.06.2003
link
komentarz (0)
Miło wspominam ostatni weekend, trzydniowa seria melanży (to słowo, odkąd jest cierpło, zrobiło się wyjątkowo popularne,0), różne towarzystwo, różne miejsca, ze stałych rzeczy natomiast alkohol oraz satysfakcja... narastająca bardziej niż Cyna, Ali i Ferris :,0)

W piątek grillowałem u Małków na działce, spontaniczna decyzja o wyjściu, okazała się świetnym pomysłem. 10 osobowe grono z Sikornika, wszyscy w dobrych humorach, wyluzowani... gorąco było, kiedy Kuba (utrzymuje, że przez przypadek,0) przewrócił grilla i ten legł pod moimi nogami, zmuszony byłem do odruchowej reakcji obronnej. Gdy wracaliśmy, doskwierał mi chłód.

Sobota – miał być koncert KGK w klubie bokserskim, ale sprawa była podejrzana i faktycznie, zgodnie z obawami, do niczego nie doszło (powodów nie znam, ale wieść niesie, że Kecaja ścigają za koks i musi się ukrywać. Tak się kończą z mafią układy, a nie showbiznes,0). Wybraliśmy się zatem z Escobarami na miasto, chłopaki zaproponowały coś mocniejszego do picia, a jako że nie zwykłem stwarzać, trafiliśmy do parku z dwiema butelkami Absolwenta. Po drodze próbowaliśmy powiększyć nasze grono o damskie towarzystwo, bezskutecznie. Operacja „niunia” pojawiła się dużo później, tyle że z fatalną realizacją. Wylądowaliśmy po spożyciu w innym parku, u podnóży Toszeckiej, gdzie Brus kazał czekać, aż sprowadzi swe koleżanki. Zostawił nas na niezłym lodzie, a sam poszedł... i korzystał solo. W końcu ich dorwaliśmy, zostawiając naszego winowajcę ze swoją, nawiązaliśmy rozmowę z pozostałymi dwiema. Mogły być, szczególnie jedna, tyle że konwersacja prowadziła się jakoś niemrawo. W końcu odprowadziliśmy je do domów, późno się zrobiło, a swe kroki skierowaliśmy na Plac Piastów. Po drodze spotkaliśmy – uwaga – Anglika. Podbił do nas, by, w swym ojczystym języku oczywiście, zapytać, gdzie znajduje się „London Pub”, bo on jest w Gliwicach pierwszy raz i nie może trafić. Nikt z nas nie wiedział, ale droga, którą obrał, na pewno była „wrong”, czego sam się w trakcie rozmowy domyślił. Szedł bowiem w stronę Toszeckiej, gdzie o tej porze było już ciemno i pusto, oddalając się od Centrum. Skierowaliśmy go w przeciwnym kierunku, do Placu Piastów, tyle dobrego. Tam gdzieś właśnie jest ten pub, jakoś musiał trafić.

A w niedziele ognisko na polach, hen daleko, celebracja małkowych urodzin. Olbrzymia przestrzeń, rozłożone koce, masa osób. Zapłonął ogień, pobudzany w późniejszych etapach do życia sianem, piekliśmy kiełbachy, bądź sam chleb. Do tego browary, freestyle, śpiew (pozdro Dominika,0), jednym słowem, zagościł niezły klimat. Czas po prostu zapieprzał. W końcowej fazie leżeliśmy na kocu wyczekując końca, który nie nadchodził. Była 2:00 w nocy. Powoli zacząłem się zbierać, zgarniając ze sobą Kuraka, Lecha i butle, za które kupiliśmy sobie później napój w całodobowym. W domu znalazłem się o 3:00 w nocy, a następnego dnia szkoła...

Cóż powiedzieć, wiodę ciekawy i satysfakcjonujący żywot. Nie narzekam, raz że nie lubię, dwa nie mam na co, oszczędzam sobie więc tego zajęcia. Zastanawiam się, co zmusza ludzi, szczególnie młodych, do utyskiwań na swą egzystencję, tak często przecież dolatujących z ich ust. Co leży u podstaw stwierdzenia „jest źle”? Czasem próbuję dojść, ale rezultaty są śmieszne. Mam w klasie koleżankę, która powtarza, że jej życie jest do dupy. Zapytałem kiedyś - dlaczego? „Po prostu, ja tak jakoś mam, że nic mi się nie podoba”. Dziewczyna, która ma dom, mamę, znajomych, pieniądze na jedzenie, ubrania, imprezy, dobrze się uczy, właśnie zdała do czwartej klasy. Narzeka dla zasady. Bo to chyba w modzie, nowe hobby. Czytam potem blogi i widzę młodych męczenników kumulujących tam swe cierpienia. Czekających, aż ktoś uczyni ich życia szczęśliwymi za nich. Jeśli teraz mają ciężko, ciekawe jak spojrzą na rzeczywistość później, w wieku dwudziestu-kilku lat. Rozumiem, że życie ma być pasmem cierpień, ale jeśli tak, zrobię wszystko, by było ich jak najmniej. Póki co mam 18 lat, to ponoć najpiękniejszy okres. It’s no use complaining. Wypijmy, moi mili, za nasze dzieci, by miały bogatych ojców i piękne matki.