18:28 / 19.06.2003 link komentarz (2) | była środa kiedy zdecydowanym krokiem wszedł na placyk. dzieci bawiły się w jakieś podwórkowe wyliczanki rzucały przed siebie szkiełkiem zielonym, a my staliśmy w cieniu, zaraz koło wielkiech donic z fioletowymi dzwonkami, z kawałkiem rogala w ręku który rwaliśmy i rzucaliśmy sobie pod nogi, a gołębie i wróble zlatywały z dachu kamienicy i wyjadały wszystko do ostatniego okruszka. i kiedy zobaczyliśmy go jak szedł przez to nasze podwóreczko, gdzie stały ruda kanapa z rudym fotelem w komplecie za kilkadziesiąt tysięcy to spojrzelismy na siebie, jakbyśmy pozanli jakąś tajemnicę a On mówił do mnie smutnym szeptem: zobacz, on sobie dzis rano powiedział, że to tylko dzisiaj może się zdarzyć.. oj, mnie sie zdaje, że będziesz ty wkońcu miała te chabry.. wiedzieliśmy do kogo idzie, jak zwykle trzymał w ręku te swoje kwiatki zerwane gdzies za miastem i teraz ułożone w malutki bukiecik, przewiązany różową wstążką, który zawsze chciałam mu ukradkiem zabrać i wsadzić do wazonika u nas w kuchni na parapecie okna. te chabry przypominały mi o moim dzieciństwie jak wbiegałam w pszeniczne złoto i gdzieś daleko znajdywałam nagle małe niebieskie poletko i jak siadałam tam i plotłam z nich niebieskie wianki w których chodziła potem moja babcia i mój dziadek też czasem kiedy trochę więcej wypił i opowiadał nam jak nieszczęśliwą Polskę przed trzystu laty dzielny wódz polski Stefan Czarniecki podźwignął, dając krótki opis jego czynów wojennych a potem nagle zatrzymywał się na bitwie pod Połonką i nucił hej Mazury.. hejże ha.. by po chwili znów rozprawiać o sejneńskich Litwinach, Polakach i tych kilku rodzinach staroobrzędowców, które jeszcze żyją w okolicy..
a naszemu gościowi glowa blyszczala w sloncu, stanął na środku podwóreczka, tego placyku i szurając noga tak, że widzieliśmy go od półłydek w górę wykrzyczał na całe gardło w kierunku okna: pani kochana, jest pani tam? a zza dziurawej zasłony wychyliła sie nasza sąsiadka, miala na włosach siateczke a pod nia jak cukierki kolorowe wałki co też znów pan robi..? niech pan przestanie, buty pan sobie zabrudzi. a on jeszcze mocniej tak, ze spodnie juz mial cale biale.. ależ nie, bo widzi pani, cyrk przyjechał widzialem zwierzeta cale miasto juz oplakatowane musiala pani zauwazyc... po czym nabrał powietrza i mimo, ze ona juz zeszla, ze byla tuz kolo niego, zagladajac mu przez ramie na maly bukiecik, ktory trzymal z tylu i teraz tam z tyłu tarmosił, obkręcal jakby dla uspokojenia.. mimo jej dloni ktore mial na wyciagniecie, mimo jej bamboszy obszytych koronką on szurał i perorował dalej, jakby rzeczywiście myślał, że teraz tylko i nigdy wiecej: cyrk przyjechał.. pani lubi przeciez, czyż nie? beda spiewać i tanczyć w powietrzu, co pani na to? i spojrzał na nią tak jak się patrzy z nadzieją na wybawienie, ale ona teraz badała wzrokiem te jego brudne od kurzu buty. a gdy w radio zaczęli grać że to południe, zabrałam wiszącą na haczyku torebeczkę z czeresniami i poszłam szybko do domu i tylko raz sie jeszcze odwróciłam, żeby Mu powiedzieć, że ja już tych kwiatów nie chcę, niech sobie leżą.. ale On patrzył już gdzieś w górę i tylko machnął ręką..
|