gotoxy::|[NLOG|main]| |
2001.10.11 20:08:00 |
link | komentarz (1) |
Był sobie Pies. Pies był wilczurem, najpierw kilkumiesięcznym, później około trzyletnim. Wielkim, trzoche wyliniałym, z klapniętym uchem. Spokojnym. Miał kulawą tylną łapę i lekko na nią kuśtykał. Dawno temu znalazły go dzieci ze Starego Osiedla. Zabrały do domu. Mama dzieci, choć biedna potwornie przygarnęła Psa do rodziny. Pies jadł. Starał się odwdzięczyć: od września do czerwca szedł za dziećmi do szkoły, pozwalał się tarmosić za uszy. Nigdy nikogo nie ugryzł - raz tylko warczał na grupę pijaków, która chciała dzieci skrzywdzić. Dzieci kochały Psa, Pies kochał dzieci. Pewnego dnia Pies odprowadził dzieci do szkoły. Położył się na chodniku. Głowę schował w łapach, wystawił czerwony język. Czekało go pięć godzin snu. Ze szkoły wyszło dziecko. Nie dziecko Psa, jakieś inne - do szkoły chodziło kilkaset dzieci. Zobaczyło Psa. Uśmiechnęło się i weszło do szkoły. Wróciło po pięciu minutach z czwórką innych dzieci.I sznurkiem. Zawiązało Psu sznurek na szyi. Pies nie denerwował się - był przyzwyczajony do sznurka, kiedy dzieci brały go na Nowe Osiedle zakładały mu taki sam sznurek. Chłopcy (bo to byli właśnie chłopcy - choć równie dobrze mogly to być dziewczynki. Z warkoczykami i w sukienkach z falbankami,0) pociągnęli Psa. Szedł powoli, jak zwykle. Chłopcom nie podobało się, że Pies idzie powoli. I utyka. Jeden z nich kopnął go w brzuch. Pies zaskomlał - jeszcze nigdy go nikt nie uderzył. To rozsmieszyło chłopców. Poszeptali między sobą, jeden z nich gdzieś pobiegł. Chłopcy pociągnęli Psa dalej. Doszli nad rzekę. Dogonił ich ten, który na chwilę odbiegł. Niósł w rękach coś małego. Zaczęli kopać psa i bić go znalezioną deską z zardzewiałymi gwoździami. Później wyjęli zawiniątko, które przyniósł chłopiec. Petardy. Zapalili jedną i rzucili. Pies złapał. Wybuchła mu w pysku, raniąc dotkliwie - wypadło mu kilka zębów. Następna skaleczyła mu poważnie nos, inna oko. Później trzaskały wszędzie. Po jakimś czasie chłopcom skończyła się zabawa. Pies leżał bez ruchu - ale żył jeszcze, klatka piersiowa poruszała się szybko. Podpalili mu sierść. Przywiązali kawałek żelbetonu do sznurka u szyi. Wepchnęli do rzeki. Znalazły go jego dzieci, którym chłopcy powiedzieli ze szczegółami, co się stało. Nie wymyslilam tego. Wszystko swieta prawda, niech to cholera. |