20:40 / 07.12.2003 link komentarz (5) | Lechu zapytał mnie dziś, co robimy w Sylwestra. Akurat mówiłem o czym innym, więc odłożyłem odpowiedź na później... aż w końcu jej nie udzieliłem, a pytanie nie powróciło. Może to i lepiej, bo i tak nie wiedziałbym, co odpowiedzieć - poza masą dobrych chęci i pewnych wyobrażeń nie mam nic do zaoferowania. A czuje się coraz bardziej odpowiedzialny, bo odkąd jasne się stało, że spędzę ten dzień z nimi, obowiązek zorganizowania czegoś spada także na mnie. Co nam się marzy? Domówka w hip-hopowym gronie, z dobrą muzyką, dziewczynami i alkoholem, plus pełna lodówka. Piękna wizja, szanse na realizację natomiast maleją z dnia na dzień. Póki co nadal wyznajemy typowe, polskie, do niczego nie prowadzące powiedzenie, że jakoś to będzie.
Ale nie ma być "jakoś", tylko porządnie. Dlatego czas zacząć poważniej o tym myśleć, ewentualnie brać się do roboty.
A tak z innej beczki, coraz gorzej wyglądają u nas rodzinne, niedzielne obiady. Chciałem dziś odsłonić żaluzje, żeby wpuścić do pokoju trochę słońca (lubię, a tak rzadko teraz świeci,0), to nie, bo nie będzie widać nic w TV. Po chwili zadałem jakieś proste pytanie, żeby zacząć rozmowę, oderwać przynajmniej mamę myślami od tego telewizora... brak odpowiedzi. Zjedliśmy w milczeniu. Podobno MC'Donalds oddala rodzinę od siebie - okazuje się, że równie możliwe jest to w domowych warunkach. I co z tego, że spędziliśmy wspólnie niedzielę, skoro minęła na przemieszczaniu się od jednego telewizora, do drugiego, ewentualnie zasiadaniu przed komputerem. I co? znowu dowiem się, że praca, brak czasu?
Przecież gdyby nie telewizor, w domu panowałaby grobowa cisza.
|