17:44 / 17.01.2004 link komentarz (8) | Impreza: zabawa, muzyka, towarzystwo, śmiech, alkohol. Nieraz szalony powrót do domu. Dzień następny: wspomnienia, wnioski, mnóstwo przygnębiających myśli, przykrych refleksji, dziwne płyty w odtwarzaczu, wszystko wsparte mniejszym lub większym bólem głowy i osłabieniem organizmu. Pustka, powrót do tej samej, szarej (a może i nie szarej,0) rzeczywistości, pół dnia przeleżane... nic nie zostaje, poza chwilową niechęcią do alkoholu i żalem nad ulotnością chwili. I tak do następnej imprezy. Aż kiedyś zdarzy się coś, co pozwoli mi budzić się szczęśliwszym po każdej bibie. Świadomość, że jest po co wstać z tego łóżka, wydobrzeć, wyjść z domu i otworzyć usta. Że coś za mną, ale wiele przede mną, że nic się nie skończyło, wszystko trwa nadal, idzie do przodu, rozwija się, dając ogrom satysfakcji. Zupełnie inaczej się bawię, kiedy jest po co wracać. Ale tak dawno nie było. Wszystko chwilowe, przychodzi, by na drugi dzień zniknąć, by zostawić mnie z tymi samymi myślami i kazać nadal czekać. Oby było na co. |