2004.02.08 17:57:37 link |
jack, the (god,0)father jako, że jacek, czyli mój ojciec, dzisiaj robił rodzinny torcik, kawkę i te sprawy, bo we wtorek ma imieniny, to udałem się czemprendzej na obiad do staruszków. zjedliśmy, wypiliśmy i odwieźliśmy krzysia na judestrasse. no i staruszkowie jeszcze sobie wymyślili spacerek, z którego ja niestety nie skorzystałem, ale odprowadzili mnie pod sam dom, a ojciec po drodze do mnie, dlaczego tak mało rozmawiamy i może byśmy sobie pogadali. huh, tato, ja pierdolę, budzisz się po 27 latach i co? o czym? kurwa men, o komputerach, o nowym radiu, o twoim samochodzie, jak zainstalować ci kamere internetową, jak skonfigurować coś tam, zrobić tamto. no tak gadamy. nie inaczej. no ale oka. wybierzmy się gdzieś. pamiętam, że razem to ostatnio byliśmy chyba w kinie na 'tańcząc w ciemnościach' - ja wyszedłem zachwycony, ty powiedziałeś, że nie lubisz takich filmów. no ok. de gustibus... dobra. umówimy się. spoko. będziemy gadać. się trochę postaram. ale to już nie będzie takie, jakie być powinno, jakbym miał 10, 15, 20 lat. za dużo czasu minęło na milczeniu i gadaniu o pierdołach. ale ok. postaram się. nie mówię, że mi tego nie brakuje. niedziela chyli się ku zachodowi i czas najwyższy trochę chatę ogarnąć. pozmywać, posprzątać, zrobić jeszcze zestawienie do roboty na jutro rano... rozklejam się przy starej dido. don't think of me itd... uuuch... i tak... serio. przyznaję się, g. tęsknię tak jakoś. oby do środy, bo wtedy zapowiedziałaś powrót. |