09:14 / 28.02.2004 link komentarz (3) | Opuściłem sie ostatnio w pisaniu, ale zdenerwowanie, jakie przechodziłem w ciągu ostatnich dni jest moim usprawiedliwieniem. Innego wytłumaczenia brak...
A dzisiaj znów sobota i znów kurwa mać muszę siedzieć w tej zafajdanej pracy. A zapowiadało się tak pięknie... Mam ostatnio duże problemy finansowe, spłata kredytów, rachunki za telefony, zwrot pożyczki mojemu ex, zapłata za naprawę Hektora, zapłata czesnego za szkołę, a tu jeszcze okazało się, że w pracy w kasie brakuje 2000 PLN, więc nie pozostaje nic innego, jak tylko zrzucić się po "niewielkim" tysiączku. I po jakiego groma dojeżdżam do pracy 60 km? Jak widać, tylko po to, żeby dopłacać do tej pracy. Wszystko byłoby ok, nawet ta zapieprzona spłata kasy w pracy, ale dołują mnie rachunki za telefony. Jutro kończy sięo kres rozliczeniowy i 1 marca wystawią mi fakturę. Znów dostanę pewnie 250 zł... Dobrze, że i tak płacę połowę abonamentu, bo pewnie rachunek wyniósł by z 400 PLN. (!!!,0) Chyba przestanę gadać przez ten zafajdany telefon. Mam w sumie 210 minut i jeszcze mi nie wystarcza, a jakbym zmieścił się w abonamencie, to rachunek mógłby wynieść zaledwie 160.
Nie jestem rekordzistą jednak. Mam klientkę, która ma ostatni rachunek na 7500 zł, oczywiście za jeden telefon i nie jest w tym nic dziwnego. Jej miesięczne rachunki są w granicach 5000 - 7500 PLN. Ja nie mam zielonego pojęcia jak ona to robi. Rozmawiałem z nią kilka razy ale ona ciągle uparcie twierdzi, że się OGRANICZA... Pogratulowałem pani P.
No nic, zabieram się do pracy, bo trochę papierków zostało z wczoraj. Miłego dnia zyczę wszystkim. |