02:30 / 03.03.2004 link komentarz (5) | Na obiad byly frytki. Morda uchachana od ucha do ucha :,0) Odpierdala mi na wieczor :,0) Nie pilem tego piwa wcale. Nie ma w tym sensu. Zero skladni. A jaka pogoda za oknem? Chyba zimno. Jutro moze wolne zrobie? Nie mam nic specjalnego do roboty. A moze jednak? Wstane i zobacze co dalej. Hmm... a moze to ten apap tak na mnie podzialal? Przynajmniej przestala mnie bolec glowa. Ale teraz chyba znowu zaczyna. Drugiego nie biore. Nie lubie sie szprycowac prochami. Im mniej tym lepiej. Wczoraj do pozna nie moglem zasnac. Myslalem co bedzie w niedalekiej przyszlosci. Jesli moje wizje stana sie rzeczywistoscia, to super. Na jutro nie nastawiam budzika. Bede spal tak dlugo, dopoki sam sie nie obudze. Jest prawie 2. Nie ide na razie spac. Mam co robic, fajnie jest. A moze juz czas zajac sie czyms lepszym? Czy to tak trudno troche poszperac tu i owdzie? Wystarcza checi... ja jak na razie ich nie mam. Chyba potrzebuje wiekszej motywacji. Rozne tematy. Zdanie w zdanie, niewiele kwestii, a tak wiele tematow. I dlaczego niebo jest niebieskie? Mam zajawke na wladce. Podczas prawie normalnej konwersacji zaczalem sypac cytatami z tego filmu. Jestem przewrazliwiony na tym punkcie. Mam ziazi na paluchu. Mozna to nazwac samookaleczeniem. W ciagu tygodnia powinno sie zagoic, po uplywie miesiaca nie bedzie sladu. A w czwartek bedzie wycieczka :,0) Znowu bedzie smiesznie. Beda zdjecia i bedzie sweterek :P I znowu beda smieszne ludzie. Moze napotkamy buchajowatego listonosza. A ktos sobie wlaczy "mydelko fa" i wybuchne takiemu smiechem w twarz. Momentami chcialbym byc wampirem. Nocne zycie, niesmiertelnosc, zadza krwi... no tego akurat nie lubie, ale ta wladza i strach, to przerazenie w oczach ludzi... A i te wampirze orgie... tez fajny aspekt jakby nie bylo.
A teraz troche bardziej zwiezle. Moja przyjaciolka ma racje. Musze zapamietac jej rade i kierowac sie nia przy kazdej okazji. Nie ma co patrzec na druga strone medalu. Bede dzialal zgodnie z tym, co mowila... a przynajmniej mam taki zamiar. Nie zawsze teorie da sie przeniesc do praktyki, ale sprobowac trzeba, jesli to tylko mozliwe.
W sobote przechodzilem obok kosciola. Dawno tam nie bylem. Jak tak wlasnie przechodzilem niedaleko, to poczulem chec odwiedzenia tego miejsca. Nie pomyslalem, zeby po drodze wstapic chocby na 5 minut. Nie wiem, czemu nie przyszlo mi to do glowy. Czuje, ze tamta chec byla tylko krotkotrwala. Z pewnoscia przybralaby na sile, gdybym znow przechodzil obok tego miejsca, ale poki co niestety nie czuje juz tej potrzeby pojscia tam. Przydaloby sie odwiedzac kosciol co jakis czas. Nie mowie tu o kosciele jako calej tej zaklamanej organizacji ksiezy, co jako o uswieconym miejscu nasyconym wiara, o swiatyni. Tak w ogole wedlug mnie, to kosciol nie jest potrzebny do tego, zeby wierzyc. On raczej jedynie wzmacnia nasza pewnosc w to, ze wierzymy. Czy wiec jest w ogole jakikolwiek sens, zebysmy do niego chodzili? Jesli ja jestem negatywnie nastawiony do ksiezy, to kazania przeciez sluchal nie bede, a Pismo Święte moge sam poczytac w domu. Sam juz teraz nie wiem, co o tym myslec. Moja wiara jest zachwiana, bede musial ja odbudowac. Pozno sie zrobilo, ide spac. Mam nadzieje, ze zasne dosc szybko. Nie chce znowu meczyc sie przed snem z powodu bezsennosci. |