11:50 / 03.04.2004 link komentarz (6) | Byłem u psychologa. Elegancki gabinet, w przyjemnych barwach, bardzo miękki i wygodny fotel (brakuje mi takich w domu – do słuchania muzyki i oglądania filmów,0), a co najważniejsze - miła babka, potrafiąca wzbudzić zaufanie. Zapytałem, czy mogę nagrywać rozmowę – pozwoliła, chociaż z pewnym wahaniem. Później wyjaśniła, że zgodziła się tylko dlatego, że testy, które rozwiązywałem, wskazały u mnie na dość dużą samokontrolę, co rzekomo daje gwarancję, iż dotrzymam słowa i nie opublikuje nigdzie taśmy z nagraniem. "Ja w każdym razie się nie zgadzam i jeśli jakoś to wykorzystasz, mogę dochodzić swoich praw drogą sądową". Jestem ciekaw, czy w sytuacji, kiedy uprzednio udzieliła zezwolenia, ma to jakiekolwiek znaczenie. Zawsze mogłem nic nie mówić, o nic nie pytać i nagrywać z ukrycia, o czym zresztą ją poinformowałem. "Gdybym miał mały mikrofon gdzieś przypięty, pani by o niczym nie wiedziała”. „Wiem, też taki mam. W długopisie."
Aż człowiek ma ochotę się rozejrzeć po pokoju, czy nie ma nigdzie kamer. Tyle, że dla niej ta rozmowa nie ma najmniejszej wartości (no, może poza zgarniętym hajsem,0), jestem tylko kolejnym pacjentem, a dla mnie to zestaw przydatnych informacji na swój temat, których być może będę chciał jeszcze raz, na spokojnie, w domu, wysłuchać.
Poszedłem też na basen, najwyższy czas zacząć dbać o zdrowie. Przepompowałem przez swoje płuca odpowiednią ilość tlenu, rozruszałem wiecznie zgięty kręgosłup, barki i całą resztę sylwetki, wyszedłem zadowolony, rześki i jak nowonarodzony (elo,0). Zamierzam chodzić regularnie, do tego dorzucę trochę biegu, może kondycja wróci.
A wieczór spędziłem z kolegami w pizzeri ("Fantastico",0). Prze-pikantny keczup, Cola po 6 zł (litrowa,0), psy naokoło węszą, ale udało się bezpiecznie zjeść i wrócić. Na windę.
|