00:24 / 18.05.2004 link komentarz (3) | Cztery cztery, jak Kaliber. Czyli fatygujemy się na wszystkie ustne. Może być.
Przy okazji przyjrzałem się reszcie ocen i potwierdziła się moja, i nie tylko moja, teoria o tym, że nie ma sprawiedliwości w tej szkole. Nie było jej odkąd pamiętam; najbardziej bolało, że na polskim, bo ten przedmiot zawsze darzyłem jakąś sympatią, teraz jakby mi zbrzydł, za sprawą tej starej, przygłuchawej dyrektorki (w tym roku odchodzi na emeryturę, pogratulować decyzji,0), która przez 4 lata z niezwykła zaciętością udowadniała nam, że do wpisywania ocen nie są potrzebne jakiekolwiek obiektywne kryteria i racjonalne przeanalizowanie tego, co uczeń powiedział bądź napisał. U innych nauczycieli miałem gorsze oceny, bywałem zagrożony. Nie kryli tego, że mnie nie lubią, albo za charakter, albo za lenistwo. Ale to o niej mam najgorsze zdanie z całego grona, bo nikt nie był tak niesprawiedliwy i nie oceniał w tak bezmyślny sposób. Wychodzę z tej szkoły z pewnym poczuciem niespełnienia, ani razu nie miałem z polskiego na koniec bardzo dobrej, zawsze czegoś mi brakowało i ona wręcz kochała mi udowadniać, czego, potrafiła zadać w tym celu sto wnikliwych pytań, których nikt inny na moim miejscu by nie usłyszał. Zawsze byłem za tą obkutą na blachę kujonką, która na lekcjach nie potrafiła się odezwać, w żaden sposób sprzedać ze swoją wiedzą, pisała sucho i bez wyrazu, a i tak było lepiej. O pół oceny, bądź o całą. Niby to zwykłe, uczniowskie niezadowolenie, powszechne, normalne, do bólu schematyczne. A jednak zdarza mi się spojrzeć na te 4 lata jakoś inaczej, uznać je za swoją porażkę. Cały czas wierzyłem, że na koniec się wykażę, ładnie podsumuję to wszystko, uzyskując pięć na koniec czy na maturze. A jednak, ani tu ani tu. Dopięła swego, pozostawiając mi narastający wstręt do literatury, poezji, a przede wszystkim przeklętego systemu edukacji, z którym z dnia na dzień mam ochotę mieć coraz mniej do czynienia.
|