18:54 / 04.06.2004 link komentarz (1) | Zapakowałam do plecaka cukier, wodę, miseczkę i śmietanę. Z pokoju wyciągnęłam M. Kota nr1 ubrałam w smycz złożoną ze skrętki i starego kabla od myszy.
Luz.
M. wysłałam po truskawki a kota puściłam na trawkę w celu wiosnennego zaznajamiania się z naturą.
Luz.
M. Wróciła, przyrządziłyśmy boską potrawę z truskawek, śmietany, cukru. Kot wącha kwiatki. Zapomniałyśmy łyżeczek. Jemy palcami.
Luz.
Kot w tym czasie podejmuje próby spojrzenia na swiat z perspektywy 40 centymetrowego płotu. Każda kończy się artystyczym *jeb* na ziemię. Luz.
Jedzenie łapkami bywa przyjemne ale owocuje totalnym uświnieniem całego człowieka i wszytskiego w okolicy. Nagle Kot postanawia urządzić maraton.
Nie wiedziałam że jest taki szybki
Nie wiedziałam że jestem niezla w biegu przełajowym przez płotki.
Człowiek uczy sie całe życie.
Wyścig zakończony pod wielkim iglakiem.
Kot odrobinę zestresowany, wyciągniety.
Nie wiem kto go uczył rozładowywania napięcia, wlasciwie niezły sposób. Dla niego.
Mam rozorane plecy i brzuch do krwi.
Luz.
Miła wycieczka. |