keb // odwiedzony 65111 razy // [gas_werk szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (219 sztuk)
15:15 / 13.06.2004
link
komentarz (4)
Cóż, nie jest Spirala hip-hopowym klubem, za jasno, za kolorowo, bez klimatu. Migają reflektory (waląc czasami po oczach tak, że od razu robi się gorąco), szaleją światełka, szalony prowadzący milutkim głosem zapowiada, co się będzie działo - ok, to wszystko na party się nadaje, ale rap lubię mieć podany inaczej, rzekłbym, undergroundowo. Może to mój odchył, ale wolę, kiedy klub jest surowy i ciemny, tworzy to atmosferę najbliższą mojej wizji hip-hopu, a żadna dyskoteka takowej mi nie zapewni. Tyle tytułem wstępu. Mezo dał z siebie sporo, Owal dzielnie go wspierał, przyjemnie się ich słuchało... do momentu, kiedy zaczęli eksperymentować z bitami. Ciężki, dudniący hardkor zagłuszał wszystko, z nimi samymi włącznie, a takich właśnie rzeczy Hen puścił kilka. Kłuło to po prostu uszy, dlatego momentami miałem ochotę pójść w ślady Kuraka i powędrować do stolika. Ale opłaciło się zostać, pod koniec występu usłyszeliśmy Mezo na bicie Mobb Deep, jednym z moich ulubionych. Swoje dorzucił Owal i powiem, że czekam na nową płytę, chociaż bardziej zachęciła mnie rozmowa - inne bity, mniej chwytliwych refrenów, więcej treści w zwrotkach na przekór tym, którzy przychodzą na koncerty i krzyczą refreny, nie znając zwrotek. Ale o tym później.
Skrzywdzono supporty, głównie nagłośnieniem, które od początku zawodziło (najbardziej dało się to odczuć na Splendorze). Do tego problemy z mikrofonami - wyszliśmy w trójkę i dostaliśmy dwa, musiałem prosić się o trzeci i ledwo mi go dali, akustyk dorzucił, że i tak trzeszczy. Podobno ledwo było mnie słychać. Na Alim brzmiało to jakoś lepiej, dziwne.
Porażką był też freestyle battle, obiecano 10 piw i cholera, po to wchodziłem do finału i uskuteczniałem swoje oldschoolowe dissy na jakiegoś weak MC, żeby nie dostać ani jednego. Ale satysfakcja spora, zwłaszcza kiedy ludzie podchodzili, przybijali piątki i mówili, że było dobrze. Przypadkowi, dodajmy, nie podstawieni. Nie wiem, jakim cudem nie przeszedł dalej Kurak, ale cóż, wszyscy wiedzą, że mu się to należało.
Wreszcie - afterparty, knajpa na Rynku, Mezo, Owal, my i organizatorzy. Bardzo sympatycznie (poza momentami, kiedy piwa lądowały na podłodze), Owal zdradził kilka faktów odnośnie swojej płyty (kto z Was wiedział, że "Wirus" m.in. dlatego, że jest informatykiem?), sporo mówił na temat obecnej sytuacji - nie cieszą go fani, którzy przychodzą na koncerty, a nie słyszeli całej płyty, krzyczą jedynie refreny, dlatego nowa płyta jest próbą odejścia od tego schematu. Owal to, jak się okazuje, jedyny artysta z UMC, którego nie dopadło jeszcze "Bravo" i wcale go to nie martwi (a propos, w ostatnim numerze na okładce jest Liber, a na plakacie Duże Pe i DJ Spox). Mezo bardziej odpoczywał, niż rozmawiał, Lechu oczywiście skorzystał z okazji i pił wódkę, doprowadzając się do skrajnego stanu. Prawilniactwo, ot co.