16:02 / 14.06.2004 link komentarz (0) | Śliczna dzisiaj pogoda :]
Poszedłem sobie na rowerek, bo aż sie prosiło, żeby pojeździć w takie śliczne słoneczko i popracować nad mięśniem piwnym :/
No ale oczywiście tras to u nas zbyt wielu nie ma :( W sumie niby jakaś jest praktycznie z Sopotu do Wrzeszcza - ale co to za radocha tłuc się wzdłuż największej ulicy Trójmiasta. Odpada. Poza tym można pojeździć po lesie - jak ktoś lubi - ale to odpada z dwóch powodów: 1) staram się wyrobić kondycję konkretnie pod kątem pielgrzymki rowerowej do Częstochowy [26 VII - 1 VIII], więc latanie po lesie akurat niewiele mi da; 2) jestem uczulony na te wszystkie kwitnące ścierwa wszelkiej maści... więc qpa z lasem. Zakichałbym się na śmierć.
Tak oto metodą eliminacji pozostaje ścieżka rowerowa wzdłuż plaży. W sumie tam jest najprzyjemniej - bo aż się czuje wodę :] więc zjechałem do Jelitkowa. Zrobiłem kółko Sopot - Brzeźno, no i jechałem sobie do Sopotu znowu... Mniej więcej na wysokości Hestii (dość wąsko, i do tego zakręty) wyprzedzała mnie jakaś kobieta, a z przeciwka jechał szybko koleś. No i - jak było do przewidzenia - babka nie zmieściła się między nami. Zachaczyła gościa jadącego z przeciwka kierownicą, i wrąbała się na mnie... Ja zdążyłem odskoczyć na trwanik w prawo, ale ona zaryła w beton. Rozcięty nos - sporo krwi :/ Nieciekawie. A takie miała fajne jasne spodnie.
W sumie to nie pomyślałem - bo przecież czego oczekiwać po jedynej sensownej trasie rowerowej w okolicy w środku słonecznej niedzieli... Kongo po prostu. Ale trenować trza. Ambitne postanowienie - codziennie jeździmy. Ale o jakiejść porze, jak będzie puściej.
Eh, chciałem sobie iść na spacer z kimś - no bo samemu tak nudno. Słoneczko zajęte, to zaproponowałem Ali - ale nie wyszło, bo idzie na imprezę. No to się przespałem, no nieco ze mnie powietrze zeszło po rowerku (pierwszy raz od chyba z 3 tygodni).
... nie wiem, czemu, ale czuję się jakiś samotny... nie rozumiem tego... to się odzywa czasem... :/
Deus caritas est
|