rozpizd // odwiedzony 14542 razy // [nlog/last day/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (76 sztuk)
14:18 / 16.06.2004
link
komentarz (0)
Myślę ostatnio poważnie nad wyjazdem do Australii. Piękny kraj, mili ludzie, no i tak pusto, że australijskie władze chętnie mnie przyjmą. Zawsze chciałam paść owce gdzieś na prerii, pośród grzechotników, kangurów i stad dzikich królików. Jedyne czego mi brakuje to znajomość choć mizerna języka Szekspira. Cóż ja na to poradzę, że tak jak w innych dziedzinach wiedzy nie mam zazwyczaj żadnych problemów z przyswojeniem nowych informacji, tak zdolności językowych nie posiadam żadnych i śmiało można mnie nazwać poligloimbecylem. Przez 15 lat mej edukacji opanowałam jedynie język niemiecki.
W podstawówce co roku miałam zmienianą nauczycielkę z tego przedmiotu. Łatwo policzyć że było ich pięć. Z czego cztery potrafiły się tylko przedstawić. Nigdy nie zapomnę, kiedy koleżanka, która w BRD mieszkała, napisała na kartce : „Przeszłam rano na drugą stronę ulicy” a Frau S. przetłumaczyła to jako „Napadnięto mnie na ulicy”. Oczywiście gdy ją wyśmialiśmy, spędziłam następne 30 minut na dywaniku u pani dyrektor. Za to Frau N., która język Goethe`go opanowała w takim samym stopniu co poprzedniczka, umiłowała sobie wpisywanie uwag na końcu zeszytu. Ja uzbierałam ich przez 2 semestry 74 i byłam niekwestionowaną liderką pod tym względem. Ale jak zwykle odeszłam od tematu..
Po takich doświadczeniach, zdecydowałam się na klasę LO o poszerzonym niemieckim, nie wiedząc jaki sobie los gotuję. Przez 4 lata miałam po 14 godzin niemieckiego tygodniowo. I to była chyba jedyna metoda nauki języka jaka na mnie działa: osłuchanie. W trzeciej klasie rzadko zdarzało mi się, gdy zostałam zaskoczona, odpowiedzieć na pytanie po polsku. W domu nawet matula moja, która jest poliglotką, ale szwabskiego nienawidzi i nie znała, zaczęła się nim sprawnie posługiwać. A przekleństwa to zna chyba cała moja klatka.. Zabawa ta zakończyła się tak, że na pytania maturalne z niemieckiego odpowiedziałam w minut 7, a pozostały czas poświęciłam na opowiadanie sobie z moimi Frauen kawałów. Żal było mi jedynie pani wicedyrektor, która nie w ząb nie rozumiała czemu się śmiejemy i co chwilę wzywała nas do zachowania powagi, bo to przecież egzamin dojrzałości, a dojrzałości w nas ni krzty.
Miałam w LO oczywiście także język drugi, czyli angielski, ale jego lekcje polegały na włączeniu płyty z muzyką śpiewaną w odpowiednim języku. Najczęściej Metallicy + w okresach świątecznych angielskich kolęd. Do końca życia zostanie w mej pamięci obraz pani S. śpiewającej Yesterday. Podejrzewam, że nawet oryginalni wykonawcy razem wzięci tak tego nie przeżywali. Cóż.. miała kobiety wrażliwość jakiej mi brak. Na świadectwie maturalnym otrzymałam ocenę dobrą, więc na studiach trafiłem do grupy, w której tylko ja nie posiadałam jakiegoś certyfikatu, a prowadząca na pierwszych zajęciach kazała przygotować 3 „spicze”. Zum Glueck przepisałem się do grupy początkującej, i nauczyłam się dokładnie tyle ile w LO. A już niedługo pisanie magisterki na podstawie hamerykańskich arcydzieł naukowych..
Kompletnie nie wiem po co to wszystko pisałam, jest to nudne i długie. Nawet nie mam ochoty czytać tego przed wciśnięciem „dodaj”.. Ale w końcu musi być jakiś odnośnik. Teraz dopiero docenicie moje poprzednie notki. Obiecuję, że następnym razem już natchnienie znajdę i nie będę pisała o niczym.
Ciao