|
fajnie.. cholerna goraczka przeszla.a teraaz cholerne osłabienie. 35,5 stopni i czuje sie jak wyrzęta przez maszynkę do mięsa...
zastanwiowila sie... wie juz co musze zrobic.. wrzucic na luz... on nie moze byc cały, oim światem, tak jak ja nie jestem jego. nie moge go wsadzic do każdej dziedziny ojego zycia. w sumie powinnam zrobixc to co on. zaczac wyrzucac z niektorych dziedzin życia. nie daje nna wielkich szans. ani czasu. może pol roku. może jak wtedy kroreś z nas powie "dość" nie bedzie takiego bólu... nie ma co cierpiec... czas zacząc uciekac od cierpinia. nie bede go tez błagac by mmnnie nnie ranił, bo to huj da. ja go zranilamm, to jego świetym obowiązkiem jest nie zranic. walic już to wszystko. czas zaczac nowe zycie. każde z nas na swoj rachunek. niech nas łacza tylko te małe randeczki. w sumie ciesze sie ze am robote. przyjdzie mi to latwiej. a on bedzie ial wiecej czasu dla siebie i swoich wywłok... "zbudujey mur, duzy mur... moze czasami porozawiay ponad tym urem.. ale go nie zburzymy.. penego dnia zaurujey sie tak, ze sie nnie zobaczymmy..."
czas podejsc lajtowo.. pzrestac cierpiec.. pzrestac prosic... historia lubi sie powtarzac... |