17:01 / 01.11.2004 link komentarz (8) | Od czwartku za krótkie doby.Ważny dzień okazał się mniej ważnym, nie wiem czy jest sens w ogóle nad tym mysleć..tak głębiej.Obok całego szumu wokół tej imprezy podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i powiedział że się znamy. Mysle sobie: "Owszem, kiedys nie mogłam przestać o Tobie myslec" a odpowiadam z uśmiechem że "To bardzo możliwe ale niezabardzo kojarze".I tak stoimy, w przejściu, w tłumie, i on w moich oczach czyta że kłamię.Podchodzi jakaś "ona", wcale nie nadzwyczajna, i nie sztuczna, wręcz sympatyczna, co pogorsza jedynie sytuację.Czuję że Ona jest Jego więc wyrywam rękę i biegnę do garderoby.
O 3 wsiadam do taksówki..wciąż nie moge złapać tchu, w czapce z daszkiem i z plecakiem bięgnąc przez rynek nad ranem wyglądałam conajmniej głupio."Tak wczesnie z baletów?"..Mysle sobie że za 4 godziny szkoła a Temu "wcześnie"..zaczyna opowiadać mi o młodym chłopaku który jakąś godzine wcześniej chciał się podpalic na ulicy i nawet nie wiem w którym momencie mówimy już o słabej psychice dzisiejszej młodzieży.To prawda..zwariowaliśmy.
Piatek rozpoczął sie o 8 rano i skończył o 5.W sobote.Ja już sama nie wiem jak to sie dzieje, po tygodniu puszczają mi nerwy, przyjezdża Maciek i gadamy godzinami o wszystkim i o niczym. Potem tańczymy i upijamy się do rana.Są nas dziesiątki podejrzewam że podświadomie czekamy na siebie, na te końce tygodnia w nocnych klubach.
Niedziela. Gdy druga stawała się trzecią ja starałam się układać sobie swoje zycie, wszystko co mam w głowie, co siedzi mi w kieszeniach, w sercu, na dnie torebki i pod łóżkiem. Pomagał mi w tym Sz.Mówił duzo i mądrze, chciałabym mu teraz podziękować choc może to lepiej że nie mam jak.I tak się spotkamy, znajdziemy, czasem mam wrażenie że siedze w ogromnym akwarium, wszyscy się tu znamy.Gdzies komicznie przepada ogrom tego miasta, Bóg sie z nas pewnie śmieje ograniczając przestrzenie życiowe.Ja takie przestrzenia znalazłam w pewnych oczach, choć sama boje się w nich teraz zatapiać. Wciąż czekam...
Dziś o 2 w nocy przechodząc przez przejście na świdnickiej przerażała mnie wręcz grobowa cisza, w jednym z przecież najruchliwszych miejsc tego miasta. Moje kroki tworzyły w tym tunelu wręcz głuche echo, nieznośne. Maszerując do domu wzdłuż Powstańców z zacięciem szurałam nogami po kolorowych stertach liści.Mniej atrakcyjną perspektywą był ten nowy, pozamiatany chodnik.Chwilami boję się, że te nocne spacery nie wyjdą mi na dobre.
Dziś: nie lubię święta zmarłych. Chcę urzec po mojej mamie, nie z uwielbienia do życia lecz z miłości do mamy. Ludzie w tramwajach śmierdzą, ale o tym już chyba pisałam. |