xelc // odwiedzony 20055 razy // [nlog/last day/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (50 sztuk)
00:55 / 07.12.2004
link
komentarz (1)
David Lynch Lost Highway (1997)

Wszyscy znamy pana Lyncha. Człowiek ten prawdopodobnie nigdy nie zaznał bycia trzeźwym na umyśle. Ćpa całe dnie i noce, a gdy w końcu śpi, śnią mu się koszmary. Zażywa najtańsze narkotyki, są one jednak bardzo rzadkie na rynku (normalnie taka rzadziocha...). David Lynch to Narkoman Wyobraźni. Który w cudowny sposób potrafi zawiesić swoje wizje w przestrzeni.

Film opowiada historię pewnego muzyka, który mieszka z bardzo piękną kobietą (powiedzmy, bo to nie mój typ. Ale w założeniu miała być atrakcyjna i jest). Układa im się różnie z naciskiem w stronę tego dolnego "różnie". Wkrótce poznaje pewnego mężczyznę o niesamowitej twarzy, z pomalowanymi ustami. Tak naprawdę (moim zdaniem) film jest o tym właśnie osobniku. Nie wiadomo do końca kim on jest. Gangsterem, tajemniczym mścicielem, może jeźdźcem apokalipsy wymierzającym karę, albo po prostu psychopatą, czy samym diabłem? Tego właśnie nie wiem. Jeśli ktoś widział ten film i ma swoją opinię na temat, kim mógł być ten gość, chętnie posłucham. Ogólnie Lost Highway to specyficzne tempo i interesujące zdjęcia. Lynch skupia uwagę na aktorów. Na ich grę, twarze, oczy. Zwłaszcza oczy. Tajemnicze, pełne strachu, szaleństwa, zła.

Ogólnie cieszy mnie, że wreszcie znalazłem czas, aby obejrzeć ten film. Okazał się bardzo wartościowy. No i co najważniejsze, jest inny od aktualnych produkcji. Film ma 7 lat. Różnice są ogromne. Przede wszystkim pozwolono widzowi myśleć samodzielnie. To się w dzisiejszych produkcjach nie zdarza. Nikt już nie myśli o tworzeniu smaczków dla audytorium uważnie śledzącego każdą scenę i każdy dialog. Ale oczywiście (i na całe szczęście), są od tego wyjątki.

Wczoraj obejrzałem 12 małp. I nie w Zoo tylko w domu. Powiem tylko, że to dobry film S-F, chociaż S-F zostało tu zepchnięte na dalszy plan. To raczej film o miłości, z elementami thrillera. Brad Pit wreszcie pokazał, że nie tylko ma twarz jak pupcia niemowlaka, ale też potrafi grać. Film zrealizowany jest całkiem ciekawie. Przyjemnie zakręcony. Wiem, że film jest już dość stary, ale przypomina mi o tym, że ostatnio motyw podróży w czasie i szereg skomplikowanych splotów fabuły, jakie z tego wynikają, jest dość silnie eksploatowany. Biedny człowiek odnosi wrażenie wtórności.

Czy oni kiedyś zrozumieją, że jak się będzie karmić dziecko ciągle tą samą kaszką, choćby najfajniejszą i z gwiazdeczkami, to się wkońcu zrzyga?