23:15 / 02.01.2005 link komentarz (2) | Minął kolejny roczek... nie był zbyt udany. Przynajmniej dla mnie. Chociaż zdażyła się jedna dobra rzecz, wspaniała... przygarnąłem Kota do serca.
Ale do rzeczy i po kolei. Sylwester w Krakowie. Jak zwykle tłumy. W końcu to stolica kulturalna i najwiekszy rynek w EU. 160 tys. świętujących i wiwatujących, 4,5 tony fajerwerków. Mnóstwo śmieci. I ja tam byłem (znaczy w mieście, bo nie na Rynku).
Miałem swojego Sylwestra. Prawie w stylu hawajskim, choć nie udało się zrealizować 1 pomysła... wrrrrrr. Zły jestem trochę, bo był przedni... ale zwyciężył głos rozsądku i to bynajmniej nie mój.
No pocieszenie był poncz, potrawka z kurczaka po hawajsku (z awokado i ananasem - mój przepis) oraz zapiekanki z melonem. W domu bibułowa namiastka dżungli.
Ale było coś jeszcze... mnóstwo miłości. Mój skarb, moja miłość, kobieta moich marzeń i moja przyszła żona była razem ze mną. Pierwszy wspólny Sylwester, wyjazd na deskę, wieczory przy dobrych filmach, poranki w ramionach ukochanej osoby. Zakochani wiedzą, o czym mówię. Kto nie wie, cały rok 2005 przed nim... radzę spróbować.
I tak upojeni zapomnieliśmy zrobić zdjęcia... sysysys. Będzie jeszcze okazja. Kocie - miasto płakało, kroplami deszczu i szarówką wyrażając emocje. Smutne jak jeden mieszkaniec... ale tylko do soboty.
Do zobaczenia. Moc cynamonowych snów dla Ciebie. Na zawsze Twój. |