19:02 / 03.02.2005 link komentarz (5) | PKP - pokurwione koleje panstwowe, czyli JAK CIEZKO JEST PRZEMIERZYC W TYM KRAJU POCIAGIEM 250 KM W CZASIE KROTSZYM, NIZ 6 GODZIN
zaczynam, choc szczerze sie obawiam, czy przezywanie jeszcze raz tego wszystkiego, co mnie dzis spotkalo, a przezywam to na nowo, gdy tylko wspomne, eh czy to mnie nie zabije mianowicie...
moze, zeby nie wyszedl caly elaborat, uloze to sprytniutko w planik, wzbogacajac czasami o maly dialog, niezbedny, by oddac roznice postrzegania miedzy mna a pracownikami PKP lub ewentualnymi innymi bohaterami opowiesci...
juz rano nie zaczelo sie najlepiej
7.30: pan prezes, czyli moj autor, przyswajajac z pomoca mojej mlodszej siostry nowoczesne odzywki subkultur, obudzil mnie przystawiajac mi piesc do twarzy i mowiac "respekt, corcia" - odwala na starosc czy jak? kryzys jaki? no i to byl szok, bo nie przywyklam do piesci przy twarzy zaraz po obudzeniu, generalnie nie przywyklam o zadnej porze
8.15: wygrzebalam sie z lozka, spielam wlosy, poczynilam wszelkie niezbedne czynnosci w lazience, odpilam kawkie z prezesem, zjadlam paczka ("lukrem do gory, dziecko, oj, jak ty sie nie znasz!" wzglednie: "ania, a zjedz paczka bez oblizywania ust")
8.45: zaczynam sie pakowac
8.55: koncze sie pakowac
9.15: wychodze z domu, udaje sie na dworzec w mej wsi rodzinnej
9.35: staje przed okienkiem kasy, proszac o bilet relacji "moja wies rodzinna - poznan" i dowiaduje sie, ze na trasie byl wypadek, pociag jest opozniony jakies 90 minut + 40 minut na dojazd do mej wsi + 80 minut do miasta, w ktorym mam sie przesiadac = za chiny ludowe zjednoczone z hongkongiem nie zdaze na ten drugi pociag, a i na expres pewnie nie, o!
propozycje pani w kasie sie mnoza (z pomoca danusi i tadzia wychynajacych z zaplecza), ale nie bede przeciez czekac na jakis osobowy 2,5 godziny w obskurnym miescie B., mowie wiec:
ja: wie pani co? to jest az zabawne, ze do poznania musze jechac tyle, jakby to byl nowosybirsk
pani w kasie (nie zrozumiala ironi najwidoczniej): no ja nie wiem, czy to zabawne...
ja: a co sie wlasciwie stalo z tym pociagiem?
pani w kasie: wypadek byl, chyba sie ktos rzucal
tutaj pomyslalam drastycznie a niehumanitarnie, ze jakbym go dorwala w moje rece, to by sie nie musial rzucac za same takie pomysly, bo zamiast o 14 bede w miescie Pe. o 20
9.38: konsultacja telefoniczna z prezesem, oj, nie hamowalam sie w zrelacjonowaniu mojego nastroju, papa tylko przytakiwal i mowil "nie przejmuj sie"
9.43: zaczepila mnie cyganka i oferowala wrozbe, uzewnetrzniam moj nastroj raz jeszcze, wiec sie odpitolila
9.50: laduje u babci, ktora mieszka niedaleko i wysluchuje:
- ze zle ubrana, plecy odkryte, jak sie pochylam
- ze pewnie glodna, to dostane sniadanie
- ze trzeba bylo wybrac studia blizej
- zebym uwazala, jakbym specjalnie nie uwazala, no zesz nie wiem...
10.00: konsultacja telefoniczna z joshem, coby wiedziec, jak mnie jeszcze PKP dzis moze zaszkodzic
po sprawdzeniu wszelkich mozliwych kombinacji opoznien i przesiadek obmyslilam podroz, ktora przebiegla mniej wiecej tak:
12.01: pociagu oczywiscie nie ma o czasie
12.06: pociag przyjezdza, a poniewaz na przesiadke mam 6 minut, najprawdopodobniej trafi ja szlag
12.07: wchodze do przedzialu w wagonie uwaga uwaga! pomalowanym w polowie na zielono (druga klasa) a w polowie na czerwono (pierwsza klasa), a to wszystko przedzielone krecha na srodku i wyglada jak tabor cyganski... ale nic to: wlazlam do przedzialu, a tam... jak w chatce! para starszych panstwa w welnianych kapciach, kanapki z baleronem, pomarancze, stos gazet, reczniki papierowe, termosy...
no nic, 25 minut wytrzymam, poczytalam nawet lidy w artykulach w wyborczej i caly artykul o jakims finaliscie idola w kolorowym magazynie, tak zezujac do pani siedzacej obok
12.15: konduktor sprawdza bilety, a na moje pytanie, czy jest szansa, ze zdaze na przesiadke mowi krotko: "sie bede kontaktowal"
12.20: sie chyba niezle skontaktowal, bo oznajmil "poczekaja na pania", na co niezwykle wylewnie, z wdziecznoscia siegajaca zenitu w moim obecnie stanie psychicznym powiedzialam: "dziekuje bardzo"
12.30: sie przesiadam, wsiadajac tym razem do przedzialu z jakims osobnikiem zajetym soba, bez gazet, pomaranczy i welnianych kapci, i dobrze!
stacja szczecinek: 20 minut postoju na dworcu
stacja pila glowna: 20 minut postoju na dworcu
cos kolo 16.00: "piiiiiiwoooooo... ziiiiimneee piiiiiwo"
16.38: mniej wiecej punktulalnie laduje na dworcu w posen, szybko w tramwaj i do domu, bo oprocz paczka nic nie jadlam, a i kawy chetnie bym sie napila (o nalogi trzeba dbac :P)
teoretyczno - praktycznie moja podroz trwala wiec 8 godzin, choc sredni czas polaczen, jakie oferuje na tej trasie PKP nie przekracza 4 godzin
jeszcze niedawno balam sie o spoleczenstwo, ze jakbym zaczela jezdzic autem, to by liczba ofiar znacznie wzrozla... nadal sie boje, ale moze rowerem bedzie bezpieczniej i ja sie naprawde zastanowie, bo ilez mozna? sie pytam, no...
ania, ze rozi |