02:49 / 07.02.2005 link komentarz (2) | Nie wiedziałem, nie spodziewałem się ani nie domyślałem, że to prawdopodobnie stanie się już dzisiaj... Pewna epoka w moim życiu skończy sie i prawdopodobnie ten rozdział książki zostanie zamknięty na zawsze. Z jednej strony od dawna nie było między nami tak, jak być powinno. Od czasu Jej wyjazdu do Kielc wszystko zmieniło sie o 360'. Przedtem nie byłem w stanie zrozumieć ludzi, którzy twierdzili, że ich związki rozpadły się przez ilość kilometrów, jakie dzieli obie osoby. Naturalnym było dla mnie, że jeśli dwie osoby się kochają, zależy im na sobie, to uczucie przezwycięży wszystko, dosłownie wszystko. Jedynym warunkiem jest zaufanie. U mnie tego zaufania nie zabrakło ani przez chwilę, nawet przez myśl mi nie przeszło, że Ona mogłaby zrobić mi takie świństwo, każdy tylko nie Ona. Nadal jestem przekonany, że miałem rację, że skoro ja wytrzymałem i byłem w stanie zachowywać sie odpowiedzialnie przez te kilka miesięcy, to Ona także. Zaufanie, zaufanie... to chyba nie wszystko. Okazuje się, że ta moja wyidealizowana "wielka miłość", to niemalże romantyczne uczucie (kurwa, jak ja nie nawidzę tego słowa ale niech będzie) rozpada sie z tak prozaicznego powodu jakim jest dystans. Zapomniełem jednak, że te kilometry sprawiają, że nie masz się tej osoby tak blisko jakby się chciało... W naszym przypadku to dużo, bo mieszkaliśmy przez cały czas w odległości 300-400 metrów. I dzisiaj, odzina 1:06 dostaję smsa, że musimy porozmawiać... Wiadomo o co chodzi, zbędne są inne słowa, chodzi o właśnie tą rozmowę, właśnie TĄ! Tak na dobrą sprawę, to już wiele razy myślałem jak to będzie, że już jest tak źle z nami, że już nie da się nic poprawić i że bedę musiał to jakoś załatwić - delikatnie ale równocześnie po męsku. I nagle okazuje się, że ta mała niewinna Istotka sama prowokuje rozmowę, że to Ona przejmuje inicjatywę i sama chce jak najszybciej zakończyć ten teatrzyk. W sumie już od dawna zachowujemy się jak znajomi, nie pamiętam kiedy ostatnio powiedziała mi, że mnie kocha. Ja też nie pamiętam kiedy ostatni raz Jej to mówiłem. Na wszystko zanosiło się od dawna a jednak mimo wszystko wzięło mnie, wzięło i to bardzo; bardzo; To już nie chodzi o to, że chcę dalej ciągnąć ten związek, bo obydwoje wiemy, że to nie ma sensu, że przy obecnej sytuacji jest to zdecydowanie niemożliwe. Chodzi o coś zupełnie innego, takiego, kurwa, bardziej prozaicznego. O co??? No na przykład o ostatnie 4 wspólne lata, epoka, ja już chyba nie pamiętam jak to jest byc samym, nie mieć tej bliskiej osoby, z którą można się pośmiać, poprzytulać, kochać kilka razy pod rząd i nie mieć dosyć... nie, chyba nie pamiętam i to jest właśnie najgorsze. Do tego dochodzi ta niepewność - no i co dalej? co z tobą głąbie będzie, kto cię będzie chciał? Tych pytań są dziesiątki a odpowiedzi praktycznie w ogóle, zresztą jak mam odpowiedź, to z reguły nie zadaj pytania - proste. Za 10 godzin się widzimy, muszę jakoś wyglądać ale pewnie i tak nei zasnę. To z pewnością będzie najgorsza kawa w moim życiu, może lepiej w ogóle jej nei będe pił. 10 godzin... 10 h
* * *
I jeszcze to jebane przeświadczenie, że na dobrą sprawę nie będę miał z kim o tym porozmawiać tak od razu... Albo ich już długo nie ma, albo właśnie wyjechali albo praca albo ferie albo kurwa coś tam. Przez telefon to nie to samo, wiem tak się nie da, niestety... No tak to wygląda, nieciekawie, prawda? Nordine'owi w piątek zmarł ojciec... Wczoraj zabrał wszystko co miał w Polsce i pojechał, chuj z jego biznesem, chuj z planami, chuj z polską żoną-muslim (raczej takiej nie pozna już, zakład wygrałem). Chuj... VIVA la'France!!!!!!!!!!! Zawsze będe miał gdzie spędzić miły weekend, kawałek wakacji, Paryż nie jest brzydki, prawda??? Ale ja mam to głęboko w dupie, bo naprawdę zostaje mi coraz mniej osób. Każdy gdzieś wyjeżdża i w rezultacie wszystko się zmienia, no, prawie wszystko. JA nie mam do kogo otworzyć gęby. Taki straszny jestem? Ja już sam nie wiem ale będzie trzeba to przemyśleć. 5 |