22:33 / 10.02.2005 link komentarz (0) | zaczynam podejrzewac, ze jestem glownym zrodlem dochodow PKP, jezdze pociagami tak czesto, ze to juz zakrawa na zycie na kolei, no ale jak mam usiedziec w miescie Pe., gdy dostaje od autora, zwanego tez szefemojcem smsy mniej wiecej tej tresci:
sms#1: "kochamy Cie"
minute pozniej
sms#2: "ze juz nie wspomne, jak tesknimy"
kolejna minute pozniej:
sms#3: "a ze potrzebujemy, to juz chyba nie musze dodawac..."
w podtekscie: przyjedz i popracuj w rodzinnym kołchozie ;)
no to jade i pracuje... ale ilez mozna? czasami po prostu trzeba wrocic do miasta Pe. no i moim srodkiem transportu jest pociag nalezacy do najlepszego przewoznika kolejowego w tym kraju, czyli PKP (nie czarujmy sie, lepszego nie znajdziemy ;) )
zreszta, znacie moje perypetie z pijanymi poborowymi, wrzeszczacymi gimnazjalistami i panami zarzucajacymi mojemu (naszemu) kierunkowi studiow zwiazki z transportem publicznym i cenzura prewencyjna...
a wczoraj, moi mili... bylo spokojnie, na czas i tak po prostu... normalnie! wiem, wiem! moje postrzeganie swiata po egzaminie z KM jest troche poronione, ale mowie zupelnie serio!!!
no, nie bylaby to podroz, gdyby nie zdarzyl sie dialog z panem konduktorem, ktory przytocze ponizej, ale poza tym: tak po prostu normalnie...
dialog
pan konduktor (nadmiernie wesoly, zupelnie odwrotnie niz jego koledzy pracujacy w PKP): dzienbry, bileciki do kontroli prosze
pasazerowie w moim przedziale (bylo luzno, wiec moglam ponucic "tylko ja i moja przestrzeeeen /dwa miejsca/ biore z niej to, co najlepszeeee /czy tak jakos, co, Katarina? :> hehe/): dzien dobry
ja: przepraszam, pociag ma chyba male opoznienie, a ja mam 6minutowa przesiadke w miescie Be. czy jest szansa, ze zdaze?
pan konduktor: no widzi pani, jest taka sprawa, ze z pily chyba bedziemy musieli jechac do chojnic, a stamtad do szczecinka, bo linia jest uszkodzona... choc to jeszcze nic pewnego
ja: przez chojnice? (tu moja goopia mina)
pan konduktor: taaa... no, to cos jakos 2 godzinki dodatkowo
ja (ironicznie): heh, to chyba jednak nie ma szans na te moja przesiadke o czasie
pan konduktor (powaznie, smiertelnie powaznie, acz optymistycznie): nieee, no dlaczego? szansa zawsze jest!
na szczescie linia okazala sie sprawna, a ja o 15.08 zawitalam w domu, gdzie pani irenka od progu czestowala mnie obiadem, krzyczala, ze jestem blada, a siostra osmarkaniec jeden (grype ma) rzucila sie na mnie i spytala slodko: "kupilas mi plyte?"
roz, ze ania
|