10:12 / 22.02.2005 link komentarz (0) |
byl to swiezy poranek konczacego sie sierpnia. pastelowe refleksy sloneczne obudzily mnie bardzo wczesnie, jakby wiedzac, ze dzisiaj bede robic glupstwa. bialo-przykrotka sukienka do pollydki lezala juz gotowa na krzesle, a obok niej bukiecik obrzydliwie slubnych kwiatkow z bardzo flegmatyczno-romantyczno-lakoniczna notatka :o 9.00. byla dopiero 7.00, wiec mialam troche czasu. rzeskosc powietrza wymogla na mnie szybkie wskoczenie w sukienke. wygladalam jak wyrosnieta dziewczynka komunijna. plaskie czulenka sprawialy wrazenie jakbym szla na piknik, a nie... do kosciola bylo blisko. wyszlam jednak wczesniej aby spokojnie porozkoszowac się świergotem, swistem, szumem Saskiej K.. Szlam luznym krokiem, czasem biegnac , czasem skacząc, jakby był to jeszcze jeden z szeregu tych ambitnych dni, gdy człowiek o niczym nie mysli.
Do kościoła dotarlam o 8.45. wszyscy już byli :moja rodzina, jego rodzina, rodzina rodziny, przyjaciele, przyjaciele przyjaciol, etc. Kościół był caly przystrojony girlandami kwiatow, girlandkami, sztucznym zlotem i innym wspaniałym kiczem – jak nie-kosciol. No tak - pomyślałam - kościół jest im potrzebny do ślubów, ewentualnie do chrzcin. Jakie to mile, ze chociaz przy tych okazjach przypominaja sobie o istnieniu czegos takiego. Bo w niedziele już sa problemy z pamięcią ( nie mówiąc już o codzienności).
Zobaczyłam wtedy, jak on stal pochylony nad jedna z pierwszych lawek i załatwiał ostatnie sprawy na 10 minut przed slubem. Ideal. Idealny umysl w idealnym ciele, a cialo w idealnym garniturze. Malam wrazenie, ze laczy w sobie cala nature kobieca z calkowita natura meska. Tak, ze czasem był kobieta, a czasem mezczyzna. I w tej chwili uderzyla mnie tragiczna prawda, jak obuchem w glowe. Nie mogę za niego wyjsc. Oszukuje siebie, jego, wszystkich. Nie mogę, nie mogę, nie mogę. Teraz ich presja - ich wszystkich- napierala na mnie i, tak jakby atmosfera mówiła – musisz wyjsc teraz za niego. Oczekujemy tego. Za duzo nas to kosztowalo. Nie możesz się wycofac. Nie, nie, nie! Podbieglam, przez wszystkie lawki, do niego. Odciagnielam na sile na bok i rozdartym glosem zaczelam na niego cicho krzyczec:
- odwolaj slub!
- ale dlaczego? Nie mogę.
- odwolaj! Masz odwołać
-uspokoj się
-odwolaj!
Próbował mnie objac, szeptal mi , ze tu mi się oswadczyl. Wszystko było takie teatralne. Jego idealna uroda, idealność.
- nie, nie mogę.
- dobrze. Odwolam.
Poczulam ulge. Jednak wiedziałam, ze teraz dopiero się zacznie droga przez meke.
|