02:41 / 24.02.2005 link komentarz (2) | Dzień bardzo intensywny, długi, ciekawy. Wykład o 1920 okazał sie kiepski, davidoff good life chyba daje radę, pyszny obiad, zimne tramwaje, mokra kurtka i ziiiimno wszędzie. W końcu five o'clock doszedł do skutku, daily, jaśmin, ciekawie i w ogóle in plus, serio. A chwilę później pusty peron i śliniące się ulice. Nie wiem jak to się stało, ale jak na złość padły mi baterie we wszystkim co miałem: discman, telefon, zegarek - gimme more power??!!?? Pyszna jabłkowa szisza, cynamonowa herbatka, kebab i mądrości życiowe nad kawałkiem mięcha w stylu: "jakoś tam będzie, bo jeszcze nie było tak, żeby jakoś nie było, nie?". Hahaha!!! Uwielbiam Cie za to, jesteś Mistrzem i chuj z bateriami;) Wyczarterowany kurs 15 na Camp Nou aka pusty tramwaj i podróż do Łukasza na Barce [sibko sibko, bo już grają!]. Znowu nie wygrał, jest hazardzistą, ManUtd nie wszedł i 800 odleciało bardzo daleko (ciągle powtarzam sobie, że nigdy nie zagram. NIGDY!). Potem 604 na centralo, najlepsze zaksy w mieście i pan taksówkarz zarzucający łacińskimi sekwencjami(bo Polacy to specyficzny naród). Aha, na Kamczatce jednak pada:) |