21:49 / 08.03.2005 link komentarz (0) | Malec rozwijał się w zielonym brzuchu. Młodość jego była jak krem do rąk, miękka i biała. Tak miękka i biała, jak prószący śnieg i waniliowy budyń. Dorastając tężał, a galareta miękkich tkanek zastygała, krzepnąc w obłość. Też, nabierając lat, nabierał łat i stawał się łaciaty, jak plamisty tyfus. Ale nawet lekarze, uzbrojeni po zęby w sprzęt medyczny i z ultrasonografem, wiedzieć tego nie mogli.
Podczas, gdy matka kołysała go w swoim kokonie, maluch brązowiał jak afro-amerykańskie bejbi. Stawał się duży i ciężki. Lecz kiedy przyszedł czas porodu, kolczasty brzuch matki rozpękł się niespodziewanie wpół i wypadł z niego delikatnie błyszczący. Podbiegłem do niego i biorąc go w ręce, zawołałem do ciebie:
- Spójrz, jaki śliczny kasztan!
|