16:26 / 13.03.2005 link komentarz (1) | Jest godzina druga iles tam, a ja ciagle w lozku. W Polsce nawet trzecia iles tam, a w stanach ktoras tam iles tam, a ja w kazdym razie ciagle w lozku.. Powiedzcie, mozna byc tak leniwym, zeby spedzic caly dzien w lozku, zamiast zerwac sie z rana i korzystac z atrakcji, jakie oferuje Ci Londyn?? Mozna, sczegolnie, jak przez dwa dni sie spalo po 4 godziny, pracowalo po 16,mozna jesli ma sie taki smutny humor jak ja dzis , i mozna tak po prostu, bez zadnego powodu..
Wczoraj bylam na imprezce, ktora niestety kolejny raz udala sie srednio, z roznych przyczyn i troche przestaje juz miec ochote na clubbing w tym miescie... W koncu zycie nie konczy sie na imprezach.. nie to, zebym nie wiedziala o tym wczesniej, ale teraz dotarlo to do mnie bardziej namacalnie.. Stwierdzilam, ze jak juz bede miala wolny wieczor, to wole przejechac sie na Cowent Garden i zobaczyc jakis fajny musical....
Wlasciwie atmosfera przedimprezowa w Londynie jest naprawde zajebista, tlumy ludzi przetaczaja sie przez ulice, kazdy gdzies zmierza, panny jak juz kiedys pisalam odstrojone na blysk, sandalki, spodniczki mini bez rajstop oczywiscie, kolorowo, wesolo. Ale gdzies w srodku tego rozentuzjazmowanego tlumu, jestem ja : bez ochoty na impreze zupelnie, zmarznieta bo tez myslalam, ze moge zignorowac pogode, a jednak nie moge i w niewygodnych butach, ktore spadaja z nog co 5 metrow , co denerwuje mnie strasznie, ale przeciez nie bede szla boso. No i chodzenie po klubach, troche tu, troche tam, tu za drogo, tam kolejka, jeszcze gdzie indziej jestesmy zbyt casual.. Ogolnie bez zajawki zupelnie... Potem jeszcze pare innych zdarzen i rozmow, ktore niekoniecznie wszyscy uczestnicy pamietaja.. no i powrot do domu autobusem nocnym..niby taki sam jak co dzien po pracy, ale inny bo jest sobotnia noc i autobus jest wypelniony po brzegi, wszyscy opowiadaja sobie wrazenia, niektorzy bardziej "pod wplywem" dra mordy bez sensu, ale bez agresji, ktos wsiadl z radiem i caly autobus spiewa:" You should let me love You...". Generalnie pozytywnie, szkoda ze to jedyne pozytywy tego wieczoru..
Stwierdzilam ostatnio, ze mam szczescie, jesli chodzi o ten wyjazd. Bo zaczelam sie zastanawiac, ilu z ludzi, ktorzy zdecydowali sie przyjechac do pracy do Londynu, mialo zapenione takie zajebiste warunki, i doszlam do wniosku, ze chyba niewielu.. W koncu, nie musialam tu koczowac na dworcu ani prosic sie nigdzie o prace, tylko sami zadzwonili do mnie, sciagneli mnie w Polski zalatwiajc wszystkie formalnosci, zaplacili za hotel na poczatek.. A teraz traktuja nas jak "special guest star", jakbysmy im robily laske, ze pracujemy za 5 razy wikesze pieniadze w 10 razy lepszych warunkach... To co mnie smieszy, to fakt, ze w Polsce z 1,5 rocznym stazem, bylam wiecznym trainisem, na ktorego trzeba uwazac, bo sie myli, moze narobic kichy, i racze nie puszcza sie go na wieksze gry, bo od tego sa DOSWIADCZENI KRUPIERZY. Hmmm a tutaj jestem wlasnie jednym z najbardziej doswiadczonych krupierow, nikt mnie nie pilnuje, jak nie jestem pewna, to sama sobie checkuje wyplaty, bo inspektor ufa moim umiejetnosciom na tyle, ze chocbym chiala dac trzy razy za duzo cashu, to on spojrzy kontem oka i sie zgodzi, bo taki doswiadczony krupier jak ja, nie moze sie mylic.. hahah, naprawde mnie ta roznica rozsmiesza.. Smieszne jest jeszcze to, ze jak jakis klient Lubi ktoregos krupiera, to przynosi mu slodycze... znosze cale sterty czekolady od malych usmiechnietych chinczykow, albo starych pomarszczoncyh hindosow...;)Isn't it sweet?
kurcze poczytalam blogi Moni i Dosi i naszla mnie straszna ochota na potarzanie sie w sniegu i winko z nimi..Moze sie jeszcze da, jak przyjade, w koncu to juz niedlugo..odliczam dni jak glupek..czy natym polega tesknota...?
|