13:29 / 09.04.2005 link komentarz (0) | Rozdział II
Przyjęcie
Po wyjeździe Ani opiekowałem się jej mieszkaniem ,z którego zrobiłem pewnego rodzaju świątynie zadumy. Nie przeżywałem tak samego rozstania ile ogarnął mnie werteryczny ból istnienia tzn. wszędzie było mi źle , nie chciałem i nie miałem dla kogo żyć . Nie odwiedzałem już “Amora” ,bo i po co ?
Chodziłem tylko na zajęcia , a potem prosto do domu. W domu zaś błąkałem się jak szalony pomiędzy czterema ścianami czekając na list i tak w kółko.
Aż tu nagle jednego pięknego wtorkowego popołudnia około 14 :00 ,kiedy to wróciłem z uczelni i zamierzałem poddać się melancholijnej tęsknocie usłyszałem dzwonek do drzwi. Zaciekawiony podszedłem i otworzyłem.
W drzwiach stała młoda dziewczyna w czarnej skórzanej mini spódniczce, zielonej bluzce z wykładanymi klapami ,oraz w czarnych szpilkach .Była ona także posiadaczką hipnotyzujących oczu w kolorze lazurowego błękitu ,jak również uwodzicielskich długich rudych włosów. Po chwili zamyślenia z wielkim trudem odezwałem się:
- Dzień dobry, czym mogę służyć?
- Dzień dobry , szukam pana Piotra Makowskiego.
- To ja , we własnej osobie.
- Miło mi, pozwoli pan ,że się przedstawię Krystyna Kos.
- Bardzo mi miło panią poznać ,Ania wiele wspominała o pani.
- Do prawdy?
- Tak. Ach jestem roztrzepany, może pani wejdzie? –zaprosiłem ruchem ręki.
- Dziękuję. – weszła, przeszliśmy do salonu ,ona usiadła przy ławie na fotelu, a ja usiadłem na kanapie przy barku naprzeciwko mego gościa.
- Napije się pani czegoś ?
- Z przyjemnością, czegoś lekkiego w taki upał .
- Może białe lub czerwone Martini, a może Amaretto czy może wino ?
- Wszystkie propozycje brzmią kusząco i nie wiem co wybrać ,ale chyba zdecyduje się na lampkę białego wina.
- Białe słodkie , półsłodkie ,czy wytrawne?
- Sama nie wiem ,niech pan zdecyduje.
- Skoro tak, to proszę spróbować tego. – podałem kieliszek – Smakuje pani?
- O tak , bardzo. Co to za wino?
- To pięcio putoniowy Tokaj, przywieziony prosto z Węgier. Czy mógłbym pani zadać jedno pytanie?
- Naturalnie, słucham pana .
- Z jaką sprawą pani do mnie przyszła ? – speszyłem się – proszę wybaczyć nie chcę być nie uprzejmy, tylko to Ania miała z panią jakieś sprawy i nie rozumiem w czym ja mogę być pomocny?
- Nie , w porządku rozumiem .Ale zanim przejdę do sedna sprawy miałabym do pana prośbę.
- Słucham ?
- Czy moglibyśmy mówić sobie po imieniu ? W końcu znam się z Anią nie od dziś i chyba my też zostaniemy dobrymi przyjaciółmi ?
- Słusznie ! – Zgodziłem się. Wstałem z kieliszkiem w ręku . – Chin , Chin. Jestem Piotrek.
- Krysia. – podaliśmy sobie rękę.
- A więc Krysiu , z czym do mnie przychodzisz ?
- Widzisz , jeden ze studentów z mojego roku organizuje impreze u siebie w domu i chcielibyśmy ciebie zaprosić.
- Jacy my ?
- Organizatorzy , czyli studenci pierwszego roku .
- Kto będzie gospodarzył ?
- Konrad Skorpioński.
- Gdzie i kiedy ?
- Ul. Słoneczna 7 .Piątek o ósmej.- przyjdziesz ?
- Nigdy nie odmawiam ,tym bardziej pięknym kobietom .Będę na pewno.
- To ja już pójdę .
- Zaczekaj, odprowadzę cię do wyjścia .
- Do zobaczenie w piątek .
- Cześć .
*
W piątek udałem się pod wskazany adres zmobilizowany większym poczuciem obowiązku i danego słowa niż chęcią ,bo miała to być pierwsza impreza ,na którą szedłem sam i ukazał mi się nie dom lecz pałac .
Z zewnątrz było piękne metalowe ogrodzenie z kutego żelaza piękny duży ogród rekreacyjny to znaczy taki , w którym nie ma żadnych grządek warzywnych ,ale zamiast tego są drzewka owocowe ,kwiaty i winogrono puszczone tak po ogrodzeniu ,że samo tworzy żywopłot .Nie byłem pewny czy taka szara myszka jak ja będzie pasowała do takiego pałacu. Mimo wszystko nacisnąłem nie śmiale dzwonek. Na szczęście drzwi otworzyła Krysia.
- O, cześć! Miło ,że jesteś.
- Jestem zgodnie z obietnicą. Mogę wejść ?
- Jasne ! Wejdź.
- Dzięki.
- Chodź ze mną ,przedstawię Cię reszcie.- powiedziała Krysia. Poszedłem posłusznie za nią .
Jak się później okazało była osobna cześć należąca tylko do Konrada o powierzchni 130 metrów kwadratowych tj.65 metrów powierzchni mieszkalnej i drugie tyle powierzchni przeznaczonej do pracy, gdyż zamierzał On po studiach otworzyć szkołę językową.-Tych informacji udzieliła mi Krystyna w drodze do sali “bankietowej”, a było to możliwe ponieważ do sali prowadził długi korytarz.
Kiedy dotarliśmy na miejsce zobaczyłem tłum ludzi niby dorosłych i odpowiedzialnych, ale w rzeczywistości stałem przed grupą “ wyrośniętych małolatów”, która wpadła w trans techno. Nagle moja“przewodniczka”
powiedziała :
- Proszę o cisze ! – W rzeczy samej z chwilą gdy wypowiedziała to jedno krótkie zdanie nastała cisza tak przejmująca , że aż przerażająca – Słuchajcie to jest Piotrek przyszedł do nas w zastępstwie Ani, która jak wszyscy wiemy wyjechała do Stanów , aby tam doskonalić swój i tak już doskonały umysł w kwestii literatury anglojęzycznej. Proszę przywitajcie Go serdecznie.
- C Z E Ś Ć ! ! ! – Odpowiedzieli chórem .
W momencie tego hucznego powitania przeszedł koło nas wysoki blondyn o niebieskich oczach i promienistym uśmiechu , którego Krysia od razu zagadnęła:
- Konradzie ! – Mężczyzna ubrany w czarny półgolf i spodnie tego samego koloru, obejrzał się i uśmiechnął w naszą stronę. Po chwili zaś podszedł do nas i zapytał :
- Tak, Krysiu. Co mogę dla Ciebie zrobić ?
- Chciałabym Ci przedstawić Piotra Makowskiego studiującego filozofię. Prywatnie natomiast jest przyjacielem “Kotki”.
- Bardzo mi miło. – podał mi rękę .- Przyjaciele “Kotki” są także moimi przyjaciółmi . - dodał .
- Mnie także jest niezmiernie miło poznać w końcu osobiście “Skorpiona”.- odparłem . Buchnęliśmy śmiechem .
W trakcie powitalnego uścisku dłoni przeszył mnie impuls wysokiej energii w postaci ciepła. Nie wiedziałem co ma to oznaczać ,ale nie dałem po sobie poznać tego zszokowania. Konrad wprowadził mnie w towarzystwo. A ja pozwoliłem się przedstawić paru osobom ,po prostu wtopiłem się w tło i dzięki temu zdobyłem wiele nowych znajomości.
*
Było około północy i impreza przeżywała swój rozkwit. Stałem oparty o futrynę “zlikwidowanych” drzwi od salonu i odpoczywałem , kiedy to z pośród rozbawionej grupy studentów podszedł do mnie jeden chłopak . Na imię miał Andrzej .Był to wysoki brunet ,ubrany w dżinsową koszulę, w białe spodnie, czarne buty i co najważniejsze był lekko “podchmielony”. W lewym ręku trzymał drinka ,a w prawej nie zapalonego jeszcze papierosa.
- Masz ogień ? – zapytał .
- Nie, nie palę.
- Szkoda.
- Przepraszam jak masz na imię? – speszyłem się i dodałem prędko – Wiem, że już raz się sobie przedstawiliśmy, ale skleroza nie boli- sam rozumiesz.
- Andrzej.
- Miło mi jestem Piotrek.
Zapadło chwilowe milczenie. Po czym Andrzej zapytał:
- Podoba ci się przyjęcie ?
- Tak, bardzo.
- A Tobie? - spytałem.
- Też.
Znowu opanowała nas cisza . Na sali dało się zaobserwować wielki ruch. Włączono muzykę i znów towarzystwo opanowało wielkie szaleństwo taneczne.
- Piotrek!
- Słucham?
- Czym się zajmujesz ?!
- Mów głośniej nic nie słyszę, może wyjdziemy do hollu porozmawiać?!
- Co? Dobrze.
Wyszliśmy do holu i usiedliśmy na krzesłach tam stojących i zaczęliśmy ponownie rozmawiać:
- Więc czym się zajmujesz Piotrze?
- Studiuje filozofie.
- To musi być ciekawe?
- Tak , ale podobno po pewnym czasie się dziwaczeje. A Ty, co robisz, może też studiujesz ?
- Tak.
- A można wiedzieć co?
- Grafikę.
- O ! To jest bardzo ciekawe . Jak to się zaczęło?
- Z pasji . - Zapadało milczenie.
Nagle Andrzej zapytał:
- Jak długo znasz Konrada ?
- Poznaliśmy się dopiero dzisiaj .
- Aha . – odparł tajemniczo.
- O co chodzi , czemu zachowujesz się tak dziwnie ? – zapytałem zdziwiony.
- O nic , naprawdę o nic. – roześmiał się .- Czułem wyraźnie, że kłamie więc zacząłem stawać się coraz bardziej natrętny powtarzając w kółko:
- No , powiedz prawdę, no powiedz . . . . – itd.
Aż w pewnym momencie Andrzej złamał się tymi słowy:
- No dobrze. Niech Ci będzie, ale jak to się wyda to.... – przerwał. Z gestu natomiast zrozumiałem , że będzie ze mną bardzo źle.
- Nie musisz się obawiać. – odparłem w nadziei na sukces.
- Konrad ma pewną tajemnicę . – powiedział nieufnie .
- Jaką? – zapytałem niecierpliwie, oczy świeciły mi się jak w gorączce .
- On jest inny .
- Jak to rozumiesz ?
- Daj mi spokój! Sam go o to zapytaj! – wrzasnął i odszedł.
*
Po tym nie typowym zachowaniu się mojego rozmówcy byłem lekko zdezorientowany, gdyż nie mogłem doszukać się przyczyny, która mogła by wywołać taką reakcję .
Aby otrząsnąć się z kiepskiego nastroju, który zaczął mnie opanowywać zdecydowałem wrócić na zabawę. Tam wszystko było po staremu ten sam szalony rytm i ten sam rozbawiony tłum. Niestety jedynej znajomej mi osoby tj. Krysi też nie widziałem ,więc wziąłem tylko z tacy stojącej na stole po prawej stronie od wejścia kieliszek białego wina i udałem się na zwiedzanie domu .
Dziwnym zbiegiem okoliczności przeszedłem przez otwarte drzwi i znalazłem się w tej części domu ,która należała do rodziców Konrada. W oddali zauważyłem światło poszedłem w jego kierunku. Dochodziło ono z pewnego pomieszczenia jak się później przekonałem był to pokój o powierzchni mniej więcej 90 do 100 metrów kwadratowych . Jak zdołałem się zorientować była to prywatna kolekcja malarstwa polskiego ,aczkolwiek można było spostrzec także obrazy zagranicznych twórców. Galeria ta była własnością państwa Skorpiońskich. Można tam było spotkać kopie min. takich dzieł jak:
“Śmierć Barbary Radzwłłówny ”Józefa Simmlera, “Dziwny Ogród ”Józefa Mehoffera czy “Adam i Ewa” Lukasa Cranacha i wiele ,wiele innych.
W sumie około czterdziestu słynnych “klasycznych ” obrazów.
W pewnej chwili usłyszałem kroki, spanikowałem - ktokolwiek to jest nie może mnie tu zobaczyć – powiedziałem sobie . Na szczęście w tym pomieszczeniu były również filary ,więc schowałem się za jednym z nich tak ,że byłem nie widoczny dla innych ,ale mogłem słyszeć i widzieć wszystko to co się wokół mnie dzieje. Ku mojemu zaskoczeniu do sali weszła Krysia z jakąś koleżanką , której nie widziałem zbyt dobrze zauważyłem tylko ,że ma ona włosy blond ułożone na styl Kleopatry .Ubrana zaś była w granatowy kostium . Dało się również zauważyć z gestów ,że pozwoliły sobie na jeden kieliszek za dużo. Widziałem też , że oglądają i komentują obrazy , niestety nie słyszałem ich wszystkich. Natomiast jeden słyszałem bardzo wyraźnie i zapadł mi on na długo w pamięć .Komentarz ten dotyczył dwóch obrazów ,a brzmiał on mniej więcej tak :
- Krysiu !
- O co Ci chodzi Agata ?
- Spójrz tylko na “Adama i Ewę”.
- Po co ,czy jest w nich coś specjalnego ?
- Nie. Nie ma, tyle tylko .... – przerwała.
- No, dokończ !
- Tyle tylko, że wyglądają tu zupełnie jak ..... – znowu zaniemówiła .
- Jak kto ? Wyduś to wreszcie!
- Jak Konrad z Andrzejem .
- Tak ,tu masz racje .- Po chwili dodała – Szczęśliwi i beztroscy.
- A tu ,zobacz! – pokazuje na obraz Simmlera.
- Tak tu Marysieńka Andrzejówna umiera z rozpaczy , bo znudziła się już Konradkowi.
- Krysiu, jak ty możesz ! – oburzyła się Agata.
- Przecież to nie moja wina, że dla Konrada Andrzej jest lepszy niż nie jedna dziewczyna.
- Nie rozumiem skąd w Tobie tyle złości ? –zdziwiła się – Wiem, że to dziwne, ale nie możemy ich pozbawić prawa do miłości . Oni też są ludźmi, czyż nie ?
- No, tak . Niby masz rację, ale … - zapadło milczenie .
- Ale co ?
- Jak ty możesz ich bronić, przecież to chore .
- Ja ich nie bronie. Ani tego nie popieram, ani też nie ganię. Ja ich tylko próbuje zrozumieć i Tobie radzę to samo.
- Ale ja tak nie potrafię .
- A to czemu ?
- Bo … jaaa…- wydać było, że zaraz się rozpłacze .
- Co ty ?
- Ja, kocham Konrada.- rozpłakała się
- No to, rzeczywiście masz problem.
- Myślisz, że ja o tym nie wiem ? – powiedziała rozgoryczona
- Wiem, przepraszam.
- Co mam zrobić Twoim zdaniem ?
- Zapomnieć.
- Zapomnieć nie da rady.
- W takim razie …
- W takim razie co ? – zapytała głosem pełnym nadziei i emocji .
- Spróbuj zignorować to uczucie.
- Jednym słowem mam zachowywać się tak jakby go nie było?
- Właśnie.
- Ale to będzie bardzo trudne.
- A czy kiedykolwiek miłość jest łatwa ?
- Nie.
- Więc, sama widzisz .Zresztą to nie twoja wina, że Konrad jest gejem.
- No cóż chyba jakoś sobie poradzę, w końcu na Konradzie się świat nie kończy. – westchnęła.
- Wróćmy na przejęcie jeszcze zanim wyślą po nas list gończy .- zaproponowała Agata.
- Dobrze, chodźmy - zgodziła się Krysia .
Na przyjęciu nie było już tak dobrej atmosfery. Ponieważ każdy albo był wycieńczony tą taneczną nad aktywnością, albo też jak Krystyna zbyt długo raczył się “wodą ognistą” zatapiając w niej swoje troski. W tej sytuacji postanowiłem się wycofać gdyż uznałem to przyjęcie za skończone –przynajmniej z mojej strony. Zdecydowałem się wyjść po angielsku przed wyjściem Konrad wręczył mi swoją wizytówkę i mieliśmy się zdzwonić. Z przyjęcia wyszedłem około w pół do pierwszej.
___________________________________________________________________________ |