keb // odwiedzony 65027 razy // [gas_werk szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (219 sztuk)
09:56 / 02.05.2005
link
komentarz (6)
Ponad 100 piw naliczyliśmy sprzątając działkę (puszki plus butelki), co daje wyraźną średnią 5 na osobę, ale to tylko teoria, bo przecież ta bardziej zalkoholizowana część ekipy wypiła w piątek po 10 browarów (przynajmniej tak twierdzi Jarek, opieram się w tym momencie na jego niezbyt wyraźnych wspomnieniach z tamtego wieczoru), widzicie więc, jak bardzo nie należy ufać statystykom. Zbierania, zgniatania i wycierania było w każdym razie sporo, nawet wracając już z działki znaleźliśmy po drodze jeszcze dwie puszki (mogliśmy się oczywiście do nich nie przyznawać, ale napis "Żywiec" nie pozostawiał wątpliwości, z czyjej imprezy pochodzą). Wnioski? Rozpita do granic możliwości ekipa, która nie zna umiaru, a z drugiej strony, świetne ognisko do rana, na którym wszyscy, albo prawie wszyscy, dobrze się bawili.
Po wizycie w 24h z butelkami Jarek skarcił mnie za formułkę, jakiej używam. Jego zdaniem: "Dzień dobry, chciałbym oddać butelki, z tym że mamy ich dość sporo, mam nadzieję, że to nie problem?" jest niegrzeczne, żeby nie powiedzieć chamskie i on na miejscu tej babki kazałby mi wypier... Tłumaczyłem mu, że celowo stwierdzam fakt, a nie pytam, bo, po pierwsze, pytając dałbym jej możliwość zastanowienia się, co zwiększa prawdopodobieństwo uzyskania odpowiedzi odmownej, po drugie, przyszedłem oddać butelki i to moje pieprzone prawo, skoro kupiliśmy te piwa, nie muszę więc prosić o łaskawe pozwolenie. Kupując np. chleb nie pytam się, czy mógłbym kupić chleb, tylko mówię "poproszę chleb". Z butelkami jest tak samo. Oczywiście nie przekonałem go. Poszliśmy do Aldo i Jarek po swojemu pyta, czy mógłby oddać butelki. "Nie".
Intensywny mam ten długi weekend, chyba nawet aż nadto. Piątkowej nocy oczywiście nie miałem jak ani kiedy odespać, bo sobotnie popołudnie i wieczór wypełniłem sobie do ostatniej minuty (działką, fast-foodem, potem znów działką, tylko że inną). Efekt? Zmęczenie pod koniec dnia, senność, ziewanie co parę sekund, a tu Lechu wyciąga na imprezę, bo przecież nie zwykł wracać po pracy prosto do domu. Urwałem się oczywiście wcześniej, ale co z tego, skoro znów pół nocy nie przespałem. Niedziela, dzień następny: graliśmy w piłkę, z marnym skutiem niestety, ale to przez zdrajców :) (nie mam zamiaru nikogo obrażać, wspominam o tym tylko po to, żeby kiedyś, wracając do tej notki, pamiętać, że to ten mecz, w którym nie byli z nami). Dostaliśmy w tyłek, ale wybiegałem się pod koniec, co czułem potem jeszcze długo (a teraz boli mnie kolano, ktoś wie, czemu?). Wieczorem miałabyć próba, właściwie była, ale jaka to próba, skoro wpadł tylko raper nr 1 - bardziej pić niż rapować. Raper nr 2 był w pracy, z braku innego wyjścia pojechaliśmy w końcu do niego. Co miał w planach? Oczywiście imprezę. Pytanie tylko, gdzie, skoro to niedziela, co oznacza brak ludzi, zamknięte knajpy i ogólne zamarcie na mieście. Decyzja - wracamy na Sikornik. Po drodze dobiłem swój organizm hamburgerem. Dosłownie, dobiłem. Nic, kompletnie nic już później nie byłem w stanie robić, ani jeść, ani pić, ani iść, myślałem tylko o domu, łóżku, spaniu. Ale jako że chata była wolna, Lechu postanowił jeszcze wpaść obejrzeć jakiś film. Kupił po drodze dwa piwa (jedno mi później proponował, dobry dowcip), włączył Dirty Dancing 2. Nie wiem, czy go obejrzał do końca, spałem jak zabity. Kiepski ze mnie gospodarz w takim stanie.
W tej chwili zaczyna się ta bardziej spokojna część długiego weekendu, jadę do babci popracować trochę na działce. I przy okazji porządnie się wyspać.
Wiecie, prawdę powiedział Gural w wywiadzie dla Ślizgu. Młodzi ludzie żyją od weekendu do weekendu. Wiem po sobie, zauważyłem to już kiedyś - czekasz na imprezę, jest, kończy się. Wstajesz, wracasz jakoś do rzeczywistości, zaczyna się tydzień, a Ty myślisz już o piątku. Bo piątek to luz, piwo, czasem impreza, a jak nie, to zostaje sobota. I nie ma nic pomiędzy. Nie wstajesz po imprezie i nie myślisz np. o tym, że dziś zobaczysz swoją dziewczynę, a jak nie dziś, to w tygodniu, nie ma czegoś normalnego na horyzoncie, więc jedyną rzeczą, na którą czekasz, jest kolejna impreza, a jedynymi refleksjami po drodze są refleksje typu "czy ja przypadkiem za dużo nie piję". Cały czas próbuję z tym coś zrobić, ale nie wychodzi. Leje się browar, leci muzyka, leci czas, śnią się blond włosy, zmian na lepsze nie widać. Nawet na gadu, kiedy wchodzę na dostępny, nie ma tych rzucających się sępów :) Czekam w tej chwili na trzy rzeczy. Po pierwsze: Krakowski. Po drugie: WBW. Po trzecie: wakacje. Żadne nic nie zmieni, będzie kolejną chwilą przyjemności. Jak to mówią, zawsze coś.