10:50 / 16.05.2005 link komentarz (1) | Dziś ukazać miała się inna notka, ale z przyczyn subiektywnych została przeniesiona na termin późniejszy. Przyczyny owe subiektywne to dzisiejszy bezprecedensowy atak na moją skromną osobę, który wzburzył mnie niezmiernie i będąc wciąż pod wpływem tej emocyji notkę niniejszą popełniam.
Pierwszy raz od 3 miesięcy (no dobra przyznaję się – trzeci) wstałam o godzinie 6, czyli przed kurami oraz pozostałym drobiem, dokonałam obperfumownia, na śniadanie spożyłam 150ml mleka z płatkami owsianymi i posiłkiem owym energetycznie naładowana udałam się na uczelnię mą umiłowaną. W szczegóły pobytu zagłębiać się nie mam zamiaru, bo mam zamiar dokończyć pisanie, a nie usnąć z głową na klawiaturze. W każdym razie egzamin zdałam na 4+, z czego jestem dumna niesamowicie, bo jeszcze nigdy nie udało mi się nic ściągnąć z tak fantastycznym wynikiem. Pozałatwiałam jeszcze kilka spraw w dziekanacie, gdzie jak zwykle Sabinka Dziekenatowa zrugała mnie wzdłuż i wszerz, ustaliłam sobie fantastyczny plan zajęć (czwartki i piątki wolne) i ruszyłam w drogę na dworzec. I tu właśnie doszło do wspomnianego na początku zdarzenia, wciąż jeszcze ciśnienie tętnicze mi podnoszącego. Idąc sobie spokojnie chodnikiem wzdłuż ulicy spłoszone przez samochód gołębie (możliwe, że były to sinogarlice – nie miałam czasu się przyglądać) ruszyły w moim kierunku i jeden z nich, ten o najmniej wyćwiczonym błędniku pewnie, pierdolnął prosto w środek mego czoła. Ponieważ doznałam chwilowego zaćmienia, a jak już minęło, to nastąpiło zaciemnienie wskutek zalania oczu mych zielonych krwią mą czerwoną, nie potrafię podać rysopisu sprawcy. Ptaszek jakoś szybciej się otrząsnął i prysnął na dach. Na szczęście w momencie uderzenia moim interlokutorem a jednocześnie współzmierzającym na dworzec był posiadacz certyfikatu PCK drugiego stopnia, więc po szybkiej pomocy medycznej amatorskiej, zostałam dotransportowana do najbliższej stacji pogotowia ratunkowego, gdzie założono mi ogromny opatrunek na pół głowy. Nie do końca rozumiem czemu mam zasłonięte prawe ucho, a z tyłu wyglądam jak mumia, skoro mam tylko na czole małą dziurkę (przez pierwszą godzinę miałam wrażenie że wyciekła nią połowa mej istoty szarej wraz z białą, ale dziwnym trafem czacha okazała się mocniejsza od dzioba tego potwora). Mam nadzieję, że go sobie połamał i musi nosić gips. Zostaje mi się tylko cieszyć, że nie był to bocian..
Wypadek ów uzmysłowił mi, że jestem jedyną osobą, którą znam, notorycznie ulegającą kontuzjom, zwykłym zjadaczom bułek nigdy się nie przytrafiającym. Jeszcze nie zdążyłam wyleczyć się z bolesności krzyżowych grzmotnięciem o schody spowodowanych, a już mam kolejną ranę. Dla odmiany kłutą. Ufam, że nie zadziała prawo serii i w czasie najbliższym nie wzbogacę się w ranę ciętą. No, ale dość tego użalania się nad sobą, poużalam się za 20 lat jak już będę stara, ślepa, głucha, bez nogi oraz zębów i jeszcze brzydsza niż obecnie.
Od dwóch dni namiętnie słucham „Jasnej strony” Pudelsów. Matula moja zakupiła ją do swej prywatnej kolekcji, ale wyczaiłam, że coś przede mną ukrywa i sztuczkami mi tylko znanymi, posiadłam krążek na własność. Płyta oczywiście oryginalna nie jest, bo rodzicielka nie wie gdzie jest jakikolwiek sklep muzyczny, za to często robi zakupy na targowisku osiedlowym, dlatego też sporo czasu zajęło mi odkrycie, która piosenka jest którą, bo nagrywający postanowił klientom dołączyć gratis zagadkę logiczną pt. „Która to melodia” i wymieszał kolejność utworów, jednocześnie ich nie podpisując. Ale co to za problem dla studentki 4. roku kierunku humanistycznego w problemach podobnych wprawionej.
Ołkej, wracam do pianina, bo moja pani pianistka zadała mi do opracowania miesięczną produkcję utworową J.S.Bacha, a jakoś mi się od uderzenia w łeb palce wyjątkowo dziś plączą. Cmokam moich wiernych fanów w samo serce (dokładnie w lewą komorę), a czytaczy niewiernych w prawy płatek usznej małżowiny. |