baszija // odwiedzony 39106 razy // [nlog/last day/by/zbirkos] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (162 sztuk)
20:15 / 21.05.2005
link
komentarz (2)

Czuje sie jak bohaterka dramatu romantycznego-bol istnienia, milosc, wyobcowanie. Tyle, ze malo w tym wszystkim romantyzmu..a tragizm mojej postaci troche mnie przeraza. Na kazdym kroku musze sie przekonywac, ze zycie naprawde jest brutalne. Staram sie jednak dostrzegac to slonce miedzy chmurami...ale ile mozna. Niby sie ciesze..ze juz po maturze..i swiat moglby teraz runac mi na glowe..bo w koncu jestem wolna i moge odetchnac gleboko. Tak dlugo czekalam na ta chwile. Ten rok wykonczyl mnie fizycznie i psychicznie. Ostatnio mialam nawet herzklekoty (tzw.bole serca)....rodzicow nie ma w domu..leze sama w lozku..godz. 3 w nocy..nie moge zasnac..nie moge oddychac..umieram?..pojde do brata..zeby mi pomogl..ale zaraz nasuwa sie mysl..on chyba nie wie jaki jest numer na pogotowie..zacznie sie pytac..trzeba bedzie tlumaczyc..ehh..wole juz umrzec w pokoju. Ale przezylam :) postanowilam w rezultacie odstawic kawe na bok. Od wrzesnia byla moja nieodlaczna towarzyszka..ale nie moge juz na nia patrzec. No..ale dzisiaj rano pierwsze kroki skierowalam do kuchni..aby zrobic sobie malego szatana. Znowu te dygresje..a chcialam mowic o tym..ze jestem w kropce..i nie wiem kim chce byc w przyszlosci. Na pozor banal..ale ja sie szczerze tym przejelam. Od kiedy pamietam-marzylam o medycynie..oczywiscie matura z chemii oraz biologii..a teraz mysle..po co to wszystko? ja wcale nie chce byc lekarzem..gdy tak patrze na tego mojego Ojca..ktory wypruwa sobie zyly..a niewiele z tego ma..to jakos mi sie odechciewa tej profesji. Nie chodzi o jakis materializm..ale o widoczne owoce wlasnej pracy. Zastanawiam sie tez nad prawem..ale to zupelna skrajnosc. I co poczac? a najgorsze jest to..ze to taka wazna decyzja..i nikt nie moze jej podjac za mnie..sama musze wybrac. Mam jeszcze czas..ale zadnego rozwiazania. A w dodatku wszystko sie tak nawarstwia. Moze to kwestia zmeczenia i jestem przewrazliwiona. Nie wiem..co robic..i w ktora isc strone. Jak to sie mowi: jestem na rozstaju drog. I oczywiscie ta moja skomplikowana milosc. Kiedys..gdy jeszcze nie kochalam..sadzilam..ze lepiej kochac i cierpiec niz nie zaznac tego uczucia wcale. Teraz wiem..ze to kompletna bzdura..i jedynie piekna..ale nieprawdziwa zlota mysl. Gdybym mogla cofnac czas...wtedy 2 sierpnia..powiedzialabym NIE. Gdybym tylko wiedziala..co mnie czeka..nigdy bym sie na to nie zgodzila. Ale postapilam inaczej. A teraz boli..i to bardzo. Gdybym mogla komus powiedziec..ale wlasnie nie moge..moze kiedys. Ale nie mam zaufania..wiem..ze to byloby ciezko zrozumiec. On kocha mnie...lecz co z tego. Ja tez Go kocham..ale to nic nie znaczy. Wczoraj dowiedzialam sie czegos..co mnie przybilo. Chcialabym to wykrzyczec..ale milcze. Cos ulecialo z serca. Przeplakalam caly dzien. Tata sie zapytal: coreczko co ci jest?-powiedz, ktory to..a go zabije. I to mnie jakos pociesza :) Wiem..ze po burzy zawsze wychodzi slonce..wiem..ze bedzie dobrze..prawda? :)