23:12 / 23.05.2005 link komentarz (13) | Byłem w Katowicach na WBW, posłuchać, sędziować, bawić się. Odkrycie imprezy to niewątpliwie Skow, zawodnik z Grudziądza o bardzo solidnej posturze i równie solidnych umiejętnościach - miał flow, energie, pancze, szedł jak burza. Dopiero w półfinale po piętach deptać zaczął mu Filip, był z nimi zresztą pewien problem. Początkowo jechali równo, przeczuwałem dogrywkę. Drugie wejście - lepszy Skow. Ale publiczność nie czuła się przekonana i zażądała dalszego ciągu. Jazkua na fali ogólnego entuzjazmu poddał się woli ogółu... i tu zaczynają się jaja. W obu dogrywkach lepszy był Filip. Niewiele, ale lepszy. Zapadła konsternacja, a decyzje trzeba było podjąć. W końcu padło na Skowa, ale tak naprawdę obydwoje są zwycięzcami tych eliminajci i oby, dla dobra WBW, Filip znalazł się w finale.
Awansował też Majkel, chociaż energia siadła mu po półfinale i ostatnie starcie trochę sobie odpuścił. Dobry był Siódmy, Stilo. Słabiej niestety: Kamel, Diox, Proceente. Szkoda. Ale poziom wysoki, emocji sporo, plus dobry koncert Kalibra z Gutkiem. Warto było.
Po bitwie zaczął się melanż, najpierw w klubie, potem w hotelu (niestety, na Gołotę nie zdążyliśmy, pozostała nam końcówka transmisji i informacja o tym, co się stało z Andrzejem). Flint cały czas dbał o alkohol i atmosfera była jak najlepsza, do momentu, w którym razem z Gresem zapomniał, co to samokontrola. Taki duży facet, a taka słaba głowa :)
Hotel mieliśmy specyficzny, na mega odludziu, opustoszały, pokoje z widokiem na... dach. Brakowało tylko tych dwóch szalonych małolatek, które wywijały swoimi ciałami w pierwszym rzędzie w Mega. Dziwne, że Gres się zabrał, a one nie.
Fotografował Emnezz.
http://www.tuhart.net/zdjecia/wbw3_kace/index.php
I chyba wybieram się na finał do WWA.
|