10:27 / 13.06.2005 link komentarz (0) | ...qurde...
Po wszystkich dniach wyrzeczeń, głodu, upokorzeń i niewybrednych żartów ze strony otoczenia, beznadziejnie łykanej śliny, głodowych marzeń, miauczenia do lodówki, żarcia sałaty i marchewki, nieprzyzwoitych snów o dupce – od chleba, odwracania wzroku od kanapki kolegi, i innych zdarzeń zagrażających ciągłości wytyczonego kierunku, ogłaszam - zakończenie paskudztwa zwanego dieta. Podaję oficjalny wynik. Jestem młodszy o około 3,5 – 4 kilo. Trudno powiedzieć dokładnie bo moja waga ma tolerancję 0,5 kg i raz pokazuje 3,5 a raz 4. Pewnie wynik wacha się około 3,75 ale przecież tak naprawdę nie o to chodzi. Ważne jest, że to już koniec. Na gębie ponoć odmłodniałem
:-)
Ostatni dzień diety przypadł na dzień ślubu i wesela naszej miłej Koszenili z niejakim Igrekiem. O tym wydarzeniu nie będę się chwilowo rozpisywał, ponieważ pewnie Koszenila będzie chciała to zrobić sama. Póki co, powiem tylko – bosko było. Śliczna i cudownie wyglądająca a poza tym przeurocza panna młoda, dostojny i dystyngowany lecz jak zwykle zabawny i przemiły, pan młody, wspaniała zabawa, mili ludzie, świetne żarło, cudowna atmosfera, rewelacyjne otoczenie. Wszystko to składało się na przyjęcie weselne tej sympatycznej i miłej pary. Jedno do czego się można przyczepić to tylko to, że Koszenila nie załatwiła z Panem Bogiem cieplejszej nocy, bo ziąb był nieludzki. Ale ci co zatracili się w tańcach pewnie tego w ogóle nie zauważyli.
Wracając do diety, powiem krótko. Nie wytrzymałem. Do końca trzynastodniowej diety zabrakło mi dwóch godzin. Ale mam malutkie usprawiedliwienie. Kurde. Jak do akcji wkroczyło pieczone prosię i zobaczyłem jak znika w czeluściach gardeł uczestników biesiady, nie zdzierżyłem. Musiałem je zaatakować z obawy o możliwość skosztowania tego specyfiku. Warto było okazać słabość. To powinno wystarczyć za komentarz.
:-)
...end of message...
Wasz Zakalec
|