|
no i huj.. znowu mma zły humor...
byłam w bibiotece.. rozliczyłam sie.. na konto mamusi wziełam jakas sagę o średniowiecznej skandynawii.. jakies głupie romansidło.. bo nie mam i tak nic lepszego do roboty... po sławieńskich firmach nie ma co chodzic z tymi nakietami, bo im to przyniesie straty nie zyski..
coraz bardziej czuję się niedopasowana do M.. jestem juz pzrekonana na 100% że on nigdy nie ebdzie myslał moimi kategoriami i ich nawet by nie skumał.. ani ja jego... taka jest parwda.. jesteśmy bardziej niz rózni... zastanawiam sie jak szybko to sie rozleci.. jeszcz enikt mnie dizisj optymizmem nie oświecił. moja matka gadała z bibiotekarka.. (jej koleznaka) i powiedzmy sobie szczerze.. gadały tak jakby mnie tam nie bylo.. o tym z epowinnam pokorzystać z zycia.. mieszkac z kolezanka, sypiac na prawo i lewo z facetami.. szukac faceta na stałe za 4-5 lat.. bo i tak to wszystko teraz mi sie rozpieprzy nawet jakbym miała wyjsc z aniego.. to i tak sie rozpieprzy... wszystko i tak sie rozpieprzy i koniec... wiec ostateczne pytanie zawisło w powietrzu.. "to kiedy w koncu zerwiecie??"
wkurwiłam sie i wyszłam z bibioteki..
stwierdzam ze huj.. nie umiem gadac z partnerem, wogle nie mamy wspólnych zainteresowań, wielkich tematów do rozmów.. nie umiem rozmawiac o problemach z partnerem...
wiec zaczynam sobie sama stawiac to pojebane pytanie...
i jeszcze jedno.. moze lepiej nie wchodizc nigdy w zaden zwiazek??? |