01:29 / 12.07.2005 link komentarz (13) | Zawsze uważałem, że najważniejsza jest osoba, nie oprawa. Mówię oczywiście o relacjach damsko-męskich, o sposobach spędzania czasu we dwójkę. Byłem kiedyś w związku, który od początku do końca był monotonny: spotykaliśmy się zawsze w tym samym miejscu, chodziliśmy do tego samego parku, siadaliśmy zazwyczaj na tej samej ławce. To była rutyna, ale najprzyjemniejsza z możliwych, co więcej, jej to odpowiadało, nigdy niczego więcej nie wymagała, nawet odrzucała propozycje, by wybrać się gdzieś indziej. Rozmawialiśmy, rozkminialiśmy, było super. Mama ganiła mnie za to, że tak niewiele oferuję. Twierdziła, że sam spacer to nic atrakcyjnego, że dziewczynę to znudzi. Spoglądała na to oczywiście ze swojej perspektywy, co tłumaczy taki a nie inny pogląd, ja jednak uparcie przekonywałem, że nie chodzi o miejsce, tylko o towarzystwo. Skoro mamy o czym rozmawiać i wystarcza nam sama obecność drugiej osoby, jej bliskość, uśmiech, ramiona, to w czym problem? Istotnie tak było, nigdy nigdzie razem nie pojechaliśmy, nie obejrzeliśmy nawet razem ani jednego filmu, za to przegadaliśmy setki godzin, zaspokajając konwersacyjny głód, jaki w nas drzemał. To właśnie jarało mnie najbardziej, ta ciekawość świata, chęć wymiany poglądów, spostrzeżeń, wspólna dyskusja. Ogromnie dużo.
Dawno to było, sporo się zmieniło, w sumie zdaję sobie sprawę, że rutyna ma właściwości destrukcyjne, że do niczego nie prowadzi i w miarę możliwości trzeba od niej uciekać. Z tym nie ma lekko, biorąc pod uwagę to, w jakim kraju żyjemy; inicjatywa i chęci na nic się zdadzą, jeśli nie ma pieniędzy na ich realizację. Z drugiej strony znam pary, które świetnie sobie radzą pomimo faktu, iż spędzają czas podobnie: wieczór we dwójkę, film... zawsze spoko, jak Numer Raz. Są też takie, które się sobą nudzą, gdzie sama obecność partnera nie wystarczy, zwłaszcza, jeśli nie ma o czym rozmawiać. Z przerażeniem słucham o tym, że brak forsy zabija w końcu każdą miłość, bo możliwe, że tak właśnie jest, tylko moje niewielkie doświadczenie i staż w tej materii jeszcze nie pozwoliły mi się o tym przekonać. Całe życie nie będzie się miało 15 lat, ale cóż, nie zdusiłem w sobie resztek idealizmu i wciąż uparcie wierzę, że chodzi o mnie, a nie o to, co mogę zaoferować hajsem rodziców. Można ode mnie wymagać, ale myślenia. Nawet wskazane.
Nie wiem, czekam na Wasze opinie. Śmiało.
|