23:55 / 30.08.2005 link komentarz (2) | Mój dzień ma właściwie dwie przyjemne pory: ranek, kiedy wstaję z łóżka z dość sporym zapasem sił, pomysłów i chęci do działania, oraz wieczór, kiedy odzyskuję energię i koncentrację, co pozwala mi jakoś w miarę sensownie go spędzić, bądź zdecydować się na wyjście z domu. Środek dnia jest męczący. Udziela mi się kryzys organizmu, bierność, zniechęcenie i upał zza okna. Snuję się po domu, szukam gdzieś miejsca dla siebie, ale zwykle z trudem je znajduje. Przychodzi w końcu taki moment, że kompletnie się wyłączam (zwykle następuje to wtedy, kiedy nie ma już w kuchni niczego, co mógłbym na szybko wsunąć) i nie chce mi się zupełnie nic, ani czytać, ani niczego oglądać, ani nawet słuchać muzyki. Pół biedy, jeśli udaje mi się wówczas zasnąć. Jeśli nie - jest kłopot. Dziś, po kilku próbach, na szczęście dałem radę. Na kanapie, przed TV, ze słuchawkami na uszach - leciało BBC (pamiętam, że mówili coś o huraganie, Jowiszu, Nepalu). Jutro pewnie będzie podobnie, tylko zestaw informacji się zmieni. Czasem tęsknię za czymś do załatwienia na mieście, home alone przez 2/3 dnia mi zdecydowanie nie służy. Tracę czas na bzdury, zamiast korzystać z tego pięknego i krótkiego niestety życia.
|