13:12 / 10.09.2005 link | Rzomawiałam dzisiaj i powiedziano mi, że gdzieś tam to się nie kłócą. Dostałam też sto złotych rad na temat tego żeby sobie dać spokój bo tak nie powinno być. Może ja po prostu sama siebie oszukuję? Nie chodzi o moje odczucia co do całej sytuacji ale o to co się działo później. Nie chce niczego na siłę, ja się o nic nie proszę, nie mam zamiaru tłumaczyć że to ma sens bo jeśli druga osoba w to wątpi to ja tracę cały zapał. Czy jest mi przykro? Tak, jest. Wiem, że nic mnie nie usprawiedliwia ale nie uważam żeby to był powód do takiego rozwoju sytuacji. Wszystko to jedno wielkie nieporozumienie. Tak naprawdę też zaczynam się zastanawiać ale z zupełnie innych powodów. Nie chcę być szantażowana odchodzeniem przy każdej możliwej okazji. Bo jeśli on się za każdym razem zastanawia czy to ma sens to ja wątpię w jego wiarę i szczerość wobec tego co mamy.
Czasem wydaje mi się, że rzucanie słów na wiatr przychodzi bardzo łatwo. Najtrudniej jest sprostać tym obietnicom, które w końcu wyrzucamy z siebie dobrowolnie.
Chęć bycia ze sobą na dobre i na złe za często blednie wobec tego złego z tamtej strony. Może faktycznie liczy na coś lepszego... |
|