majki_aka_wookash // odwiedzony 22695 razy // [giger:vain nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (64 sztuk)
19:40 / 05.12.2005
link
komentarz (2)
Człowieku, kolejny dzień do bani...
Pochorowałem się troszke ale nie ma co liczyć na L4 bo to byloby rownoznaczne chyba z końcem kariery w "obozie pracy" (czyt. Supermarket Albert). A więc ciąg dalszy mojego pechowego łancuszka... Stary, z rana wpadam na sklep a tu tyle pojemników i śmieci do zwrotu że głowa mała i to wszystko stoi na hali sprzedaży a za 10 minut mam otwierać więc ruszam z kopyta żeby to ogarnąc, oczywiście nie wyrabiam się ale chuj z tym bo akurat nie było kierowniczki. Jak już się zabrałem za robienie zwrotu to co chwile ktoś musiał mi przerwać, a to jakas dostawa, a to znowu któraś z dziewczyn rzuciła hasłem w stylu "Łukasz poooooooomuż..." albo "Łukaszku zrób pojemnik na kortony" albo coś jeszcze innego... No a ja co? Nie pomoge? Chuj że tak kaszle jak bym miał za chwile płuca wypluć ale pomagam, bo dobry chłopak był ze mnie zawsz (przynajmniej tak mi się zdawało). Tak więc robienie zwrotów zeszło mi tak lightowo do 10:30 po czym przybiega do mnie Agnieszka i z błogim uśmieszkiem pyta: "Łukasz, ZROBIMY porządek na magazynie?", w domyśle miało być "Łukasz, ZROBISZ porządek na magazynie?". Nie wspomne już że magazyn wygląda jak pobojowisko i zawalony po brzegi towarem, no więc biore sie w garsć i zaczynam chodzić na poziomi 110% wydajności tak że do godziny 13:45 magazyn zaczyna lśnić. Juz dawno nie widziałem takiego porządeczku na naszym magazynie. Dumny z siebie poszedłem coś w szamać po czym lukam zaś na magazyn i w oczy rzuciła mi sie jebutna paleta z wodani i napojami, myśle sobie:"o tak, to jest to, robyty w sam raz na godzinke czyli do 15 i zawijamy sie do domku" a że Sylwia miła też dziś do 15 to nawet poprawił mi się humor bo myślałem że bede miał do kogo sie odezwać wracając do domu bo oczywiście rano siadły mi baterie w discmanie a nie zabardzo przepadam za przysłuchiwaniem sie rozmową podpitych górników wracających z Ziemowitu... no więc tak tylko myślałem bo do głowy wpadła jeszcze jedna myśl: "niech tylko nie przyjedzie mi teraz dostawa centralna". No i prosze bardzo, mów mi Nostradamus... kiedy zbliżała sie godzina 14:40 i do mojego wyjścia zostało zaledwie 20 minut po sklepie poleciał słodki głos Agniesi "Łuuuuukasz, DC-fresh przyjechało" i w tym momęcie chuj mnie strzela, widze jak dziewczyny zchodzą mi z drogi, nie wiem czy to aż tak po mnie było widać ale każda gadka w moją strone brzmiała tak: "Łukasz, mugłbyś...? Ahm, hmmm... nie już nic."
Patrze na papiery a tu: 24 hozy i 5 rolek i za nic w świecie nie wim gdzie to upychać no ale zaczynam działać, zapipszam z tymi hozami jak jakiś rajdowiec na oesach i trach, jedna hoza uderza w drugą! Nic nadzwyczajnego gdzyby nie fakt że mój palec znalaz sie pomiędzy nimi, prawie go zgniotłem ale to nic bo po wszystkim kierowca stwierdza że nie da rady wziąć wszystkich zwrotów, a właściwie to bierz tylko skromną ich część i moje poranne 3,5h roboty poszły na nic... Jakby ktoś jeszcze nie wiedział to całą dostawe przyjmowałem przez godzine w deszczu, a co twardym trza być a nie mięckin... nie?
Wiec po wszystkim wracam do domu i gdy tak już ide z centrum i docieram pod te okna, w które zawsze patrze od 4 lat mija mnie ziom... Metod! Kidyś najlepszy przyjaciel, wręcz "brat", a teraz:
Ja-No cześ
Metod-Cześć
J-Co u Ciebie?
M-A lece na korki z maty i mi się trochę spieszy.
J-A to nie przeszkadzam.
M-No spoko, narazie!
Ani słowa o tym żeby się ustukać i pogadać, nic...
Więc snuje sie już cały przemoknięty targając w rękach tablice do rysowania dla mojego bratanka na prezent mikołajkowy bo dobrym wujaszkiem trzeba być no i docieram nareszcie do domu i zasiadem przed kompem żeby opisać Ci ten kolejny pojebany dzień, no i pisze... nie wiem po co ale pisze, trochę sie uspokajam ale kiedy siedze tak sam w pokoju to znowu sie zaczyna... ta piepszona deprecha...!