11:30 / 29.01.2006 link komentarz (1) | Za dużo wypożyczyłem na raz i najwyraźniej skończy się to tym, że oddam bo biblioteki książki, których nie przeczytałem, jednej nawet nie ruszyłem. "Klient" Grishama zapowiadał się nieźle i powinien być lepszy niż film, zresztą widziałem dawno temu i niewiele pamiętam - tym lepiej. Może następnym razem. Agatha Christie była na deser, na jeden weekend, tyle tylko, że moje samopoczucie w weekend nie pozwala mi ostatnio czytać, marnuję cenny czas leżąc w łóżku do 18:00 i walcząc z bólem głowy. Oddam, nie ma czego żałować. Jest jeszcze historia Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, termin zwrotu teoretycznie już minął. Dziwnym językiem pisana, ale bardzo szczegółowa (słyszałem kiedyś, że historia USA jest krótka i względnie prosta, jeśli tak, ta książka zdecydowanie temu przeczy). Początkowo potrzebowałem informacji do eseju, będę ich potrzebował również do wtorkowego egzaminu, z czystej ciekawości natomiast zaserwowałem sobie fragment dotyczący Wielkiego Kryzysu, od lat 20. począwszy. Kiedyś, jak już będę bogatym biznesmanem, kupię sobie taką książkę i będę stopniowo zgłębiał każdy okres, z Indianami włącznie. A póki co oddam razem z pozostałymi i postaram się nic nie wypożyczać, chociaż tej pokusie trudno się oprzeć, zawsze się łudzę, że przecież będę miał czas i na pewno wszystko przeczytam. Cóż, póki co jestem w połowie "Wezwania" Grishama w oryginale i nie zamierzam się odrywać, traktuję go zresztą z pewnym namaszczeniem. W kolejce czekają jeszcze dwie inne jego książki, szczerze mówiąc dni wolnych mogłoby być ze dwa razy więcej. Dwa tygodnie i trzy egzaminy w ciągu nich to nie są warunki, które pozwolą naprawdę odpocząć, zapomnieć o nauce i skupić się na przyjemnościach. Nie tylko o czytanie przecież chodzi, kiedy ja pomelanżuję? Ziomy piją dzień po dniu, mają czas i zdrowie, pozazdrościć, kurde.
Nic to, pochwale się w końcu: mam telefon komórkowy. Zerwałem z prawilnością, jestem teraz w pełni nowoczesnym obywatelem dostępnym wszędzie i zawsze, który dzwoni, wysyła SMS'y i idzie z duchem czasu. Wgram sobie jakieś efektowne dzwonki, co by móc się lansować, za parę miesięcy pewnie zmienię telefon na lepszy model, taki z aparatem czy coś. Ale najpierw się nauczę obsługiwać ten. Nie jest zły, chociaż ma jedną podstawową wadę: brak węża. Nie będzie więc grania po nocach, rekordów. Pozostaną SMS'y.
Dużo się działo od ostatniego spotkania, ale nie martwcie się, następnym razem opowiem Wam więcej niż paresłów o sobie.
|