23:26 / 03.02.2006 link komentarz (2) | internet zechcial laskawie wznowic swa dzialalnosc.
dni mi sie tocza dosyc aktywnie,chociaz klimat chyba jednak nie moj.
wczoraj wybralysmy sie z macierza ma,co mi tutaj za przewodnika robi,do akwarium. ja z syndromem japonca namietnie robilam zdjecia,bo takich cudow nie widzialam.
dopiero w owym centrum naukowym,w ktorym gigantyczne akwarium sie miesci,zrozumialam niechec do dzieci,ktora mama nabyla w Kuwejcie. dzieciatka owszem,buzie przeslliczne posiadaja...ale niestety z owych buz nieustannie,bez przerw na oddech, wydobywaja sie wrzaski. biegalo to to wszedzie,wdzieralo sie pod rece,nogi,platalo sie w zwoje maminych sukni... poza tym te ich dzikie ilosci..te tabuny rodzenstw... Kuwejtczyk w imie Allacha ma kilka obowiazkow,z ktorych najwazniejsze to: urodzic sie,pojac zone(conajmniej jedna.max 4) splodzic jak najwiecej dzieci-w imie Allacha (znajomy mamy-Sherif usiluje splodzic 40 potomkow,na razie jest przy siodmym.a zone ma tylko jedna...) i umrzec nie przyprawiajac tym jakichs wiekszych problemow rodzinie. dzieciakami jakos sie specjalnie nie opiekuja, jesli sie cos stanie-trudno.Allach dal,Allach wzial. zrobi sie nastepne...
tak tak... o akwarium mowa byla. wiele rzeczy,zwierzac,ryb bylo pieknych,niesamowitych.wspanialych. (jeden gatunek mi w pamiec wryl sie doskonale.plaskie,wielkie ryby,o profily zlosliwej jedzy..brrr..)ale najpiekniejszym momentem byla chwila,kiedy zmienialam film w aparacie.oparlam sie biodrem o szklana tafle,za ktora spokojnie plywaly sobie jakies wodne potworki.w pewnym momencie podnioslam nieznacznie wzrok..aaaa tuuu wieeelka paaaszcza reeekiiinaaaa...(do tego strasznie brzydka,nieestetyczna.ooodpychajaca.i przerazajaca)
z pier(w)si wydal mi sie niekontrolowany wrzask,odruchowo odskoczylam na druga sciane,za ktora akurat szczerzyla sie w bezzebnym usmiechu olbrzymia morena..
tych niespodziewanych widoczkow i maly wlos nie przyplacilam wczesnym zawalem.
dzieciaki mialy ubaw.
..
dzis zaliczylam targ i pustynie.
na targowisku dowiedzialam sie,ze nie wolno fotografowac kobiet. ze mezczyzni chetnie do zdjec pozuja,momentalnie poprawiajac swoja "urode"(tzn.wyrownujac arafatke na glowie,badz szyi) i szczerzac swe niekoniecznie kompletne uzebienie;
o tym,ze na targu staroci mozna kupic telewizor z plaskim kineskopem,a tuz obok ktos targuje sie o ledwo trzymajaca sie kupy "franie" - tez dowiedzialam sie tutaj.
wszedzie niczym mrowczeta latali wychudzeni hindusi z taczkami. dopiero po jakims czasie,uswiadomilam sobie,ze to sa tragarze,cos w rodzaju wozka na zakupy w hipermarkecie:D
zdazylam swoim przejsciem miedzy dywanami wzbudzic mala sensacje. (nie powiem,calkiem dla mnie przyjemna:D)
arabowie maja to do siebie,ze jesli zaczepiaja biala kobiete publicznie,to niesmialo i dyskretnie. boja sie. za jakikolwiek uszczerbek,w razie podania ich do sadu,gdy chodzi o biala kobiete,zostaliby wyrzuceni z kraju.
totez bylam obserwowana,znizaly sie automatycznie ceny (niestety nie interesujacych mnie rzeczy), panowie z milczeniu palili szysze i cygara. a od jednego sie dowiedzialam,ze mam "najs szus" :D
gdy wyjechalismy na pustnie,zaczal sie podnosic pyl.widocznosc znikoma.ale uparcie do pustyni dojechalismy. jako jedyna nie moglam w miejscu wysiedziec i w koncu wyrwalam ekipe z dala od samochodu.
pustynia w Kuwejcie jest kamienista,o tej porze gdzieniegdzie mozna znalezc jakis krzak,trawke,nawet jednego niesmialo wygladajacego spod piachu kwiatka widzialam. gdy w koncu wdrapalam sie na szczyt jednej z gorek, przede mna roztoczyl sie totalny step. i co mnie zdziwilo najbardziej:nie bylism tutaj sami! tzn. calkiem niedaleko bylo rozbite calkiem pokazne obozowisko nomadow. pustynia kojarzyla mi sie raczej z pustka,bezludziem,piaskiem.
wsrod kamieni pod stopami zablysnelo tez kilka lusek- Amerykanie maja tam niedaleko strzelnice.
najwspanialszym uczuciem bylo jednak zejscie-zbiegniecie z gor-wydm na dol... nogi zapadajace sie w piach po kostki, po czym zauwazylam,ze mozna zjezdzac,jak na nartach, tyle ze w podskokach. i tak pokonalam cale strome zbocze. niesamowita predkosc i loooootttt .. :)
lot. prosto w stado zaskoczonych owiec. jakos sobie zle wykalkulowalam i jednak wskoczylam prosto w pasace sie stado. owce rozpierzchly sie na wszystkie strony, a ich pasterz ledwo podniosl reke w powitalnym gescie.
najmniejsza z owiec,takie malutkie owczatko z jeszcze placzaca sie jej miedzy raciczkami pepowina calkowicie podbila moje serducho. wygladala jak cos wlochatego na czterech nozkach z glowka krolika. tutejsze owce maja takie dluuugie uuuuszy...
a wieczorem totalnie niezywa padlam przed telewizorem zaopatrzonym niestety w kablowke. wiadomosci z Polski.
"wiesz,mamo, jakos mi sie do tej Polski nie teskni i nie spieszy"
szczerze mowiac przez brak normalnego kontaktu z "tubylcami" nie czuje sie nawet jakbym wyjechala z Polski. w domu sie mowi po polsku,telewizja polsko-rosyjska...
tylko za oknem mnostwo przebierancow, a powietrze pachnie morzem i czyms takim cieplym..jeszcze nie zrozumialam co to jest.
.
|