12:46 / 14.02.2006 link komentarz (0) |
Szłam przez park. Tak, przez ten sam, w którym w święta gwałcą, a po 18stej zabijają. Czy się bałam? Trochę. Niedziela była. Za dnia szłam, więc zawsze byłby przywilej wyraźnego poznania twarzy ewentualnego gwałciciela-mordercy-nożownika. To straszne, że takie rzeczy mają miejsce tak blisko mnie. Szłam więc dalej, wrony wyglądały jak gołebie, tyle, że czerń pozostała, ta specyficzna. Dzień pociemniał. Zawiało raz mocniej. Pociemniało mi przed oczami. Twór przypominający krzak (i pewnie nim będący wiosną i latem) począł przepuszczać wiatr jak drzewo jakieś. Stało się. Zorientowawszy się, że ktoś za mną idzie, moje ciało stało się napiętą jakby watą. Chciałam iść szybciej, ale z drugiej strony ciekawość, co ze mną zrobi. Może będę eksponatem na jego wystawie ciał rozbebeszonych? Zawsze to sława. Pośmiertna, ale sława. Szłam dalej. Coraz bardziej podekscytowana i przerażona zarazem. Szedł za mną długo. Szedł w taki sposób, w jaki raczej się nie chodzi za kimś. I nagle.. skręcił. Noszkurwa! To po to ja się podniecam i w ogóle, żeby skręcał? Nie teraz! Wracaj! Zrób mi z ciała nieciało. Odetnij sutki! Wydłub oczy! Obwiąż jelitami twarz, zawiąż na kokardkę. Serce wsadź w usta. Umieść na podstawce i pokazuj ludziom. I koniec. Niechaj na mnie się skończy. Nie wyrzucaj więcej głów, ani kobiet nie umieszczaj bez głów w kerfurowskich toaletach. Stwórz dzieło. Badź częścią własnej sztuki. Świadome. Świadomie.
|