21:51 / 02.03.2006 link komentarz (2) | brat mojego dziadka umiera. jego męczarnie siedzą w mojej głowie, czuję się troche tak, jak gdy byłam dzieckiem, kręciłam się wokół własnej osi, aż niedobrze mi było od zawrotów głowy.. dziadek przyjmuje to ze stoickim spokojem. dzwoni, oznajmia i na głos liczy dni, koszty, kilometry jakie dzielą go od nas, bo jest w sanatorium. czterdziści złoty za dzień opuszczony kuracji razy trzy, plus dojazd i wieniec..ktoś dzwoni i pyta gdzie chować, nad babcią, przy ciotce..kto zapłaci za pogrzeb skoro cała ojcowizna i pola z lasem i wszytko przypadnie tej Nowej co go poślubiła tak niedawno..i słychać "niech Ona kupuje trumnę i płaci..." i co?
na raka żołądka umiera się z głodu.kochany wujku..chcesz spocząć nad babcią, przy ciotce, za dzień za dwa za tydzień? czy musimy zawsze wyprzedzać fakty, planować, śmierć też? |