13:52 / 28.05.2006 link komentarz (0) | nlog aktualnie jest jedyna strona w calym internecie, ktora wlaczam za pomoca explorera..
lukasz od rana u ojca w szpitalu. szkoda mi ich bardzo bardzo bardzo bardzo :( ale poczulam sie taka wykleta, bo proponowalam, ze kiedys z nim tam pojde /niekoniecznie zaraz dzisaij/, a on zamiast sie ucieszyc, napisal mi, ze tatus powinien odpoczywac i nie miec za wielu gosci itd. juz mi nawet nie chodzi konkretnie o te sytuacje, ale jestem taka zepchnieta na margines za kazdym razem, kiedy chodzi o jego rodzine. moja mamusia i jej facet zaprosili go na obiad, a jego rodzice mnie nigdy. za kazdym razem gdy przylatuje jego siostra jest jakis problem i konflikt gdyz nie mozemy sie jakos dziwnym trafem nigdy spotkac, i jeszcze zwykle jest to uznane za moja wine, jeszcze dziwniejszym trafem. wsystko jest piekne i cudowne, gdy tylko nie chodzi o jego rodzine. ja rozumiem, ze moze byc dla niego wazna, ale w wyrazny sposob jest wazniejsza ode mnie, a troche to dziwne zwazywszy na to ze i ja moglabym kiedys tam kiedys do niej nalezec. juz byla jedna osoba taka, za ktora cala rodzina od strony faceta nie przepadala - moja mamuska, ktorej dziadek nigdy nie skladal zyczen urodzinowych mimo ze ona zawsze piekla mu ciasta na jego kazde przyjecie. i nawet nie moge sie poskarzyc lukaszowi, bo zaraz jest, ze jade po jego rodzinie itd. teraz tez, zaloze sie, ze wogole mnie nie wezmie do tego szpitala. mam o to ukryty zal, moze nie jakis wielki, mgoe go sobie schowac gdy jest fajnie, ale wyplywa ze zdwojona sila za kazdym razem, kiedy jest cos z ta rodzina. pewnie, ze zycze jego tatusiowi dobrze, bo jset sympatyczny,fajny i splodzil takiego kochanego ludzika jakim jest moje slonko. wczoraj bylam srogo przybita ta cala sytuacja. ale to juz nie o to chodzi. i nawet nie moge nic powiedziec, nic sie poskarzyc, bo zarza wyjde na ta zla, niewyrozumiala jedze, ktora nie rozumie, ze on jest teraz w wyjatkowyh nerwach. pewnie, ze to rozumiem i wlasnie dlaetgo wstrzymuje sie i nic nie mowie. ani zlego, ani dobrego. dostalam w smsie jednego buziaczka i zero serduszek ,odpisalam mu tak samo. wiem, ze powinno sie mowic o swojej zlosci zanim sie rozbucha, zeby pozniej nie wyskakiwac nagle z wielka eksplozja furii i histerii. ale kiedy wlasnie nie mgoe powiezdiec? daletgo sie tu musze wypisac, by choc troche w sobie zgasic ten zal. ja wiem,ze on chce dobrze, ze jset moj i wogole. ale gdyby wszystko bylo naprawde ok, to nie mialabym zadnych powodow do ukrytych wontow! on mowi, ze ja je wymyslam. poki nei zdalam sobi sprawy z tego jak to dziala, bylam sklonna przyznac mu racje, ale teraz jestem absolutnie pewna, ze przenigdy nic nie wymyslam i jesli mam jakies pretensje, to widocznie musze miec o co, chocby to bylo i jakies male gowienko, ktore mozna latwo zalatwic dwoma slowami. czuje ,ze ja po prostu nie jestem uznawana za jego powazny zwiazek i tyle. a ja potrzebuje kogos takiego! kto bezdie chcial ze mna na maaaxa powaznei sie zwiazac. czemu nie potrafie byc tak na maksa szczesliwa? wiecznie cos! a moze tu tak naprawde chodzi o cos innego? co mam zrobic zeby byc szczesliwa? przeciez go kocham. jest moim najwiekszym pzryjacielem, najsliczniej na swiecie pachnei jego cialko i najbardziej zna mnie ze wszystkich osob ktore mnie jakkolwiek znaja. mamy tyle wspolnego ze soba,nie musimy nawet czesto nic mowic. ale nie wiem, jak to ma dalej tak wygladac to chyba nigdy nie bede tak szczesliwa jak bym chciala. moze ja powinnam po prostu wyluzowac,dac sobie spokoj, im wiekszy daje sobie spokoj tym on bardziej sie mna interesuje, zawsze tak jest z facetami. moze jak zajme sie soba, to paradoksalnie wyjde na mniejsza egoistke, bo nie bede tak wiecznie chodzic kolo niego i mu truc o swoich potrzebach i zachciankach. juz tyle razy dawalam sobie rade sama. jak sie ma rozleciec, to niech sie rozpierdala w kosmos, a jak ma istniec dalej, to bedzie istniec. wogole slucham infected mushroom. probowalam jakies oldy wlaczyc, ale mi nie wchodzily zupelnie te radosne melodyjki i cienkie wokaliki. potzrebuje magii dzwiekow. wogole jakiejs magii. dzisiaj dzien zaczelam od paru ruchow tai chi na rozkrecenie humorku. postanowilam sobie codziennie robic pare tam ruchow dla lepszej systematycznosci. wszedzie jest tyle magii, a ja w ogole z niej nie czerpie. nie wiem zapisze sie jeszcze na yoge czy cos. pobawie sie systemem new. czy cos. jak lukasza to nie interseuje to jego sprawa. on mowi ze go interseuje, ale zeby pierwszy zaczal rozmowe na ten temat, no to nie wiem chyba musi byc pijany albo musi byc jakis wyjatkowy dzien. to ja bede tradycyjna egoistka i pozwole, zeby kazdy dzialal po swojemu. on nie musi mnie wprowadzac w swoja rodzine, a ja nie musze go wprowadzac w moje kosmosy, jesli jemu to nie jest potrzebne. tak dawno nie modlilam sie do slonka i drzewek po swojemu, ze swoim dziecinnym zachwytem. chce cos takiego miec, co bezdie moim podstawowym sensem zycia. nie pasuje mi w tej roli chodzenie po klubach, nudne jak flaki z olejem i czasem dajace namiastke tego, co nazywam satysfakcja. nie pasuje mi tez w tej roli moj zwiazek, poniewaz nie wiem, czy oboje traktujemy go identycznie, a nie mam zamiaru zaczynac takiej rozmowy /jeszcze wyjdzie, ze sie oswiadczam czy cos/. nie moge uwierzyc, ze tak zapomnialam o moim wbudowanym wykrywaczu magii ukrytym gdzies gleboko we mnie, ktory zasmucony przeszedl w stan stand-by po pewnym czasie olewki. chcialabym zmienic muzyke, srodowisko i wszystko, jednak chce dalej byc z lukaszem, wiec nie moge. ale za duzo mysle. gdybym po prostu pozwolila sprawom toczyc sie samym,moze wyszlabym na najwieksza egoistke na swiecie, ale za to bylabym w koncu nareszcie po dlugich miesiacach szczesliwa. szkoda, ze akurat te rozkminy mam jak idzie ostatnia sesja, ale moze to tez jakos sie wiaze. taki dziwny zakret w zyciu.
ale mi sie strumen swiadomosci wylal na tego nloga. |