14:58 / 29.05.2006 link komentarz (0) | heheheh, a teraz znow zaprzecze sobie samej. chodzi o to, ze ja z jednej strony owszem potrzebuje mezczyzny, ktory bedzie moj calym soba i juz na zawsze i na wieki wiekow amen. to mi nareszcie da poczucie bezpieczenstwa, mozliwosc bezgranicznego zaufania i ciagla obecnosc kogos, kto na pewno nie zniknie gdy bede go najbardziej potrzebowac. ale z drugiej strony jesli on mnie po drodze nie zdobedzie w 100% i nie sprawi, ze bede tak samo jego jak on moj, to slabo. dla mojej podwojej natury to ciagle jest troche abstrakcja. czuje sie wciaz taka mloda, niezdecydowana, niepewna :) wciaz tak bardzo podobaja mi sie niektorzy faceci mijani na ulicy, wciaz czasem rozpatruje nielicznych jako moze kiedys cos, a od czasu do czasu moja glowe na kilka dni zaprzata ktorys ze wspolnych znajomych, by nastepnie zainteresowanie to prysnelo jak banka mydlana pozostawiajac po sobie zdziwienie. nie dalej jak kilka dni temu na kilka jednorazowych minut rozplynelam sie pod spojrzeniem nieznajomego faceta z naszej uczelni, podobnego jak dwie krople wody do mojego pewnego ex /ze szczecina/, ktory co prawda okazal sie wielka swinia, ale fizycznie niczego mu nie brakowalo, a iskierka pozadania trzaskala i skwierczala od poczatku do konca, nawet gdy juz nic nie moglo nas uratowac. tymczasem ten jego sobowtor tak ciagle na mnie zerkal niczym cichy wielbiciel w podstawowce i sie usmiechal. z wygladu jakis fan rocka, pewnie wcale bysmy sie nie dogadali, ale co to ma byc, ze z jednej strony mysle o swojej przyszlosci,a z drugiej nie potrafie pohamowac takiej spontanicznosci, jaka na przyklad jest przypadkowy flirt z jakims niebrzydkim gosciem na imprezie by po chwili odejsc itd. to takie abstrakcyjne, ze kolejne lata mialyby mijac, a w moim zyciu ciagle bylby jeden mezczyzna. odkad pamietam,nawet w stanie najwiekszego zakochania ciagle byla we mnie ciekawosc, jakich to jeszcze facetow los postawi na mojej drodze. tak wiec nie czuje sie absolutnie na silach, by angazowac sie w cos stalego na zawsze,deklarowac sie, angazowac, no chyba, zeby moj amant bardzo sie postaral,przyciagnal mnie, zdobyl, ale przez reszte zycia przyciaganie to podtrzymywal i pod zadnym pozorem nie uznawal mnei za zdobyta koniec kropka, bo utzrymac taka jak ja blizniaczke przy sobie to nie lada sztuka, a odmienic mi sie wszystko moze w jednej chwili pod wplywem na przyklad jednego snu :) calkiem niezly i optymistyczny wniosek daje sie z tego wszystkiego wysnuc: jesli moj zwiazek z lukaszem przetrwa wszystko, to dobrze, a jesli nie, to... tez dobrze :o oczywiscie nie mam zamiaru niczego konczyc, jeszcze mnei nie pojebalo doszczetnei, jestem ciekawa co bedzie dalej, dobrze mi tak jak jest, po prsotu na pytanie: czy to ten jedyny? - nie mam odpowiedzi ani tak ani nie. kilkanascie razy w zyciu zdawalo mi sie przy kims, ze 'tak tak oja to ten' a pozniej niezmiennie okazywalo sie, ze to nie ten, wiec wogole w moim przypadku szczyt bezsensu cos takiego sobie zakladac. pare razy zastanawaialam sie nawet, co by bylo, gdyby moj obecny zwiazek dobiegl z jakiejs tam przyczyny konca. na pewno poczulabym sie jak dzikie zwierzatko na wolnosci i natychmiast zaczelabym jedna po drugiej popelniac straszliwe bledy i bzdury, ktorych jednak jak to ja,rzadko bym zalowala, tlumaczac sie ze to tak po prostu wyszlo, oooo. pewnie nwoe srodowisko,nowe towarzystwo nowa muzyka wszystko nowe. fajnie tak! ale jednoczesnie moj zwiazek z lukaszem tez ewoluuje caly czas i tez wszystko sie w nim zmienia, i wcale niewykluczone ze za kilka lat nie bedziemy wcale zadnymi hardcorowcami, tylko nie wiem, na przyklad bedziemy jezdzic na festiwale psytransowe po europie. ciesze sie ze on jest ze mna, bo chociaz odpada wiele bonusow dostepnych tylko singlom, to za to mam kogos niepowtarzalnego, swojego specjalnego ludzika ktory mnie zna, rozumie i nawet czesto potrafi przewidziec moje zachowania /cudotworca/, a co badrzo doceniam opiekuje sie mna i dba o mnie, no i w dodatku daje sie ciagle odkrywac i zglebiac, i ciagle cos tam zosatje czego o nim nie wiem. wczoraj wieczorem gadalismy chwile na gadu i takie wspolczucie mnie ogarnelo. tak mi szkoda jego i jego ojca i tak im dobrze zycze. mam nadzieje, ze szybko sie poprawi i to na tyle, zeby tatus mogl jeszcze w miare sprawnie sie poruszac... i zeby moje slonko nareszcie odzyskalo radosc zycia i spokoj ducha ehh
a ja mam za to liczne liczne liczne liczne egzaminy i kolokwia :/ i to ostatnia sesja, ktora musze zaliczyc od razu,by moc pozniej pisac prace i sie bronic /huhuh.../ i co prawda teraz mam wieksza ochote isc do solarium niz sie uczyc, ale chyba jednak lukne chwile w kserowki i zobaczymy co tam w nich jest.
i pomyslec, ze tysiac razy ambitniejsza, latwiej sie mobilizujaca i odwazniejsza bylam przed matura i w trakcie zdawania examinow na studia itd, w czasach gdy w moich zylach ciagle plynely jakies destrukcyjne substancje chemiczne, niz teraz, gdy posilkuje sie na bibach tylko alkoholem okazjonalnie paleniem i jestem niby taka juz dojrzala i dorosla i zamienilam skejtowskie spodnie na szpilki, ehh.. a tymczasem zarowno moja sprawnosc emocjonalna jak i intelektualna to jakies totalne ulamki lub wartosci ujemne. cos mi sie chyba pomieszalo pod czaszka, powinni jakos specjalistycznie nazywac takie przypadki jak moj :>
a wogole to na poczatku mialam pisac w tej notce, ze rano obudzil mnie sms z pytaniem od jakiegos calkiem obcego goscia, czy bym nie wyskoczyla z nim do kina ...haha!! mial moj telefon z ogloszenia o przepisywaniu prac dyplomowych itd, ktore rozwieszam na roznych przystankach, widzial mnie jak rozwieszalam jedno z nich i taki z niego spryciarz. nie omieszkalam oczywiscie podziekowac za grad komplementow, lecz co do jego propozycji, uprzejmie odmowilam nie podajac przyczyny :] randka w ciemno za pomoca smsow, hihi :-) a to wynalazek XXI wieku...
wysylam telepatycznie energie memu slonku... |