wsk // odwiedzony 145354 razy // [pi_the_movie szablon nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (591 sztuk)
12:31 / 12.08.2006
link
komentarz (0)
Z opalenizną to prosta sprawa. Wystawiamy nasze zmarnowane, zaśniedziałe ciała jak tylko pojawią się pierwsze promienie. Później upajamy się każdym następnym. Leżymy, nie robimy nic - po prostu "chwytamy" słońce. I to przynosi nam ogromną radość. Potem pojawiają się pierwsze efekty. Te pierwsze są różowe, takie nieśmiałe. Z czasem jednak brązowiejemy, a każdy następny raz na słońcu nie jest dla nas niczym nadzwyczajnym. Przyzwyczajamy się do ciepła, do promieni, do kropelek potu na naszym brązowym coraz bardziej ciele. Pielęgnujemy nasze opalone bodies, kremy, olejki, przed-po-i w trakcie opalania. Dbamy, eskponujemy. Jesteśmy piękni. Ale mamy też skutki uboczne. Mianowicie, schodząca skóra. Schodzi przy każdym dotknięciu. Zostają białe plamy. Białe plamy męczą nas i dręczą. Jak sobie z nimy radzimy? Czekamy, czekamy. Czekamy na następne słońce. Z bólem wystawiamy nasze plamy i je znowuż opalamy. I tak przez większość życia. Aż dojdziemy do etapu, gdy słońce na nas w ogóle nie działa lub gdy działa negatywnie. Wtedy każdy promyk jest dla nas obojętny. Nie przynosi już takiej radości. Z miłością jest tak samo.