felietonista // odwiedzony 3994 razy // [mindbitter.mumik nlog7 v01f beta] // n-log home
pokaż: ostatnie 20 | wszystkie z tego miesiąca! (0 sztuk) | wszystkie (19 sztuk)
12:07 / 18.12.2006
link
komentarz (2)
Przeglądając piątkowe wydanie Dziennika Zachodniego (woj. śląskie) natknąłem się na dosyć trafny komentarz Tomasza Lisa. Nadmienić muszę, że nie lubię tego kolesia. Powodów znalazłoby się kilka, aczkolwiek nie czas i miejsce na to. W tymże komentarzu znalazło się stwierdzenie, do którego moja skromna osoba doszła jakiś czas temu, gdy PIS przejął rządy w tym kraju.
Otóż... Polska polityka od tegoż czasu koncentruje się na historii, rocznicach, wspomnieniach, obchodach klęsk narodowych... Lis doskonale ujął w nim (w komentarzu) stwierdzenie, że rocznic zwycięstw nie świętuje się z takim samym zapałem, jak narodowych tragedii. I rzeczywiście, sięgnijmy w nieodległą przeszłość... Powstanie warszawskie, które doczekało się pomnika w postaci muzeum... grudniowe rocznice Wujka, Wybrzeża, czy w końcu jakiś kuriozalny pomysł odebrania, jak to nazwane zostało "przywilejów" gen. Jaruzelskiemu. Nikt z nas nie wie przecież, czy rzeczywiście groziła nam tragedia narodowa, w postaci czołgów "zaprzyjaźnionej" Armii Czerwonej, czekającej na granicach, czy czegoś takiego nie było. Ostatnio w polskiej prasie pojawiły się głosy, że takiego zagrożenia nie było... Mamy więc pojedynek na słowa. Jaruzelski + poplecznicy = było zagrożenie, Kaczyńscy + poplecznicy = nie było zagrożenia. Odnoszę wrażenie, że w naszym pięknym kraju ciągle czegoś się szuka, a to teczek, haków, szaf Lesiaka itp. A może tak szuka się także "czegoś" na gen. Jaruzelskiego????

Następny komentarz wkrótce o TVP.
A może o min Giertychu (w nieco innym świetle)