16:04 / 09.02.2007 link komentarz (3) | Nienawidze stagnacji. Nie potrafie zyc kazdego dnia tak samo, bezowocnie. Mam przeciez pewne plany na przyszlosc, jednak do tego jeszcze daleko. Znow boje sie, ze sie wypale juz na starcie. Pobudka, praca, przerwa, praca, chwila przyjemnosci, film, sen. A gdzie jakis samorozwoj? Konieczne i samoczynne, lecz mozolne doksztalcanie swojego angielskiego? Duzo lepszy juz nie bede, a na dluzsza mete nie jest to dla mnie umiejetnosc, ktora uwazalbym za najwazniejsza. Nie daje mi satysfakcji. Ja... chyba nie potrafie egzystowac w jednym punkcie zbyt dlugo. Odkad wyjechalem, od poczatku nie bylo ciekawie. Najpierw problemy z pierwsza praca, pozniej dostalem druga... nie spelniala moich oczekiwan, ale pod pewnym wzgledem bylo lepiej, niz w poprzedniej. Miala sporo wad, wiec w koncu zmienilem ja na inna, kiedy tylko nadarzyla sie okazja. Choc nie jest to szczyt moich marzen, to jest lepiej. Oczywiscie, chcialbym robic cos innego, jednak realnie patrzac na mozliwosci, nie nastawiam sie na to, ze trafie lepiej. Osiagnalem zatem pewien punkt, ktory choc nie jest idealny, to lepiej juz i tak nie bedzie. Koniec awansowania w kwestii zawodowej (oczywiscie poza granicami kraju tylko).
Prywatnie... hmm. Cholera, tez sie nie rozwijam, nic a nic. Wyslalem wczoraj pare prosb do znajomych o dosadne motywowanie mnie do dzialania za pomoca ostrych slow. Watpie jednak, zeby to pomoglo, jak trzeba. Tutaj trzeba mi czegos innego, jakiegos kopa, ktory popchnie mnie do dzialania i sprawi, ze zamiast sleczec po nocach i ogladac film za filmem, sam zaczne robic swoje. Jednej cechy w sobie nie potrafie rozwinac... samozaparcia do dzialania. Chuj z tym. Oczywiscie zachce mi sie tworzyc, jak bedzie srodek nocy i bede musial isc spac, albo jak bede w pracy zawalony robota. |