00:17 / 16.07.2007 link komentarz (2) | 15.04.2007
Ugh... od czego by tu zaczac. Dzien byl parszywy. Dzis ciezko bylo mi sie za cokolwiek zabrac jeszcze gorzej, niz wczoraj. Zmeczenie daje sie we znaki. Ale dobra, pojechalem do roboty. W autobusie (na szczescie tuz przed wyjsciem, nie wczesniej) spotkalem tego calego Hraveoje czy jak mu tam jest. Nie lubie tego typa, jakis dziwak z niego, ale czasami chce mi sie smiac, jak go slysze, ten jego ton wypowiedzi udreczonego czlowieka z Bośni. Ow czlek postanowil mi zarzucic, ze pije trucizne (po tym, jak zobaczyl moje zakupy w postaci 2 butelek coli popularnej marki). Jak on jara, to wszystko w porzadku. Nie bede sie sprzeczal, nie bede komentowal. Ogolnie bylo ciezko, ale jakos szlo... jakos do czasu. Po poludniu przyszedl ten leniwy skurwiel Jamie i wtedy sie zaczelo. Niby jedna osoba wiecej, ale robic nie bylo komu. Bo przeciez najpierw trzeba polowe lodowki wpierdolic, pozniej sie bawic na wszelkie mozliwe sposoby, wyglupiac, oblewac ludzi woda i wtykac im kukurydze do uszu. Kurwa, kto to widzial, zeby tak "pracowac"? Oczywiscie tam, gdzie zabawa, tam ciagnie ludzi. Finalnie jak zwykle ja zapierdalalem za kilku, a oni sie bawili. Jeszcze krytyka, ze cos robie nie tak, albo cos... kurwa mam tylko dwie rece, placa mi nie lepiej niz jemu, z jakiej racji ja ma robic, a on nie? Ale co najlepsze, czym mnie rozjebal... costam zamruczal o tym, ze sie ziemniaki w piecu pala. Odpowiedzialem tak, jak Czumak pare miesiecy temu costam skwitowal prostym "trudno". Pare minut pozniej ten burak przylazl do mnie z pretensjami, ze sie te ziemniaki spalily... ok wiec sprawa wyglada tak. Ja mam zapierdol za trzech i nie wiem w co rece wsadzic, a tamten sobie pokrywka okragla rzuca po calej kuchni, bo plastikowe i fajnie lata. Jakby sie ten burdel palil, to tez by mi powiedzial, ze sie pali, a nie zaczalby gasic? A jeszcze bardziej tego chuja leniwego pojade, coby dac upust emocjom przed snem. Ja rozumiem, ze (z prymitywnego punktu widzenia, ale w koncu ten typ to cholerny prymityw) lapanie panienek za tylek jest normalne, kiedy jest sie facetem, ale zeby facet drugiego lapal za sutki, czy pchal mu palce do nosa/ucha... ten jelop jest popierdolniety do potegi moim zdaniem.
Dobra starczy o tym cieciu. Rano bylem tak zmeczony, ze zapomnialem zabrac ze soba klucze. Wrocilem w okolice domu i nie bylo zle... swiecilo sie swiatlo, wiec jeszcze nie spaly wpollokatorki. Ale tak... dzwonie - poczta glosowa. Dzwonie drugi raz (krocej) - dalej nie odbiera. Trzeci raz nie dzwonie (teraz), bo mi sie telefon rozladuje zanim w ogole bede mial okazje sie polaczyc (chyba faktycznie pora zmienic na nowy model). No ale dobra, nie ma tragedii, swiatlo sie swieci, mozna rzucac kamyczkami w okno, w koncu tylko pierwsze pietro, pogoda praktycznie bezwietrzna, nie bedzie zle. Chodze wiec i szukam... i szukam... i moge sobie tak do rana szukac. Ja nie wiem, w Polsce kamyczki chyba wszedzie sa, a tutaj nie ma. No i czym ja mam teraz rzucac w to okno? Przeciez nie butelka po coli :D A nie, mam! Przeciez guziki z Tobyego pokradlem (bo zawsze brakuje rano, wiec wolalem zajumac pare i miec dla siebie na kazdy dzien... wymienialne guziki w kurtkach, paranoja). No to tak, trzy guziki plastikowe, wywazone chyba w sam raz - nie za ciezkie, nie wybije szyby, nie za lekkie - doleca i stukna. Moze zanim napisze, co bylo dalej, opisze okolice. Jest chodnik, dalej ogrodzenie jakies (przez ktore wolalbym nie skakac po nocy), ogrodek i dopiero budynek. Co sie dzialo dalej wiec... rzucilem guziczek - stuknal. Czekam, czekam, reakcji brak. Rzucilem drugi - chyba go jednak gdzies powialo, bo nawet nic nie stuknelo. W tym momencie z moich ust padla "kurwa", a w glowie pojawila sie mysl "nie jest tak zimno, nie bedzie zle". Ostatni guzik, do trzech razy sztuka, polecial... pojawila sie w oknie ruda lepetyna. Uratowany, siedze i pisze na swiezo, bede spal w domu :)
Z innej beczki. Nienawidze niejasnych sytuacji! Byc moze juz o tym wspominalem (i to nie raz), ale nienawidze! Bardzo. Uwielbiam proste, konkretne "tak" albo "nie", ewentualnie dopuszczam "nie wiem", kiedy ktos musi sie dowiedziec. A zwodzenia nienawidze. Jak masz cos zrobic, to to zrob i nie odwlekaj w nieskonczonosc, bo do niczego dobrego to nie prowadzi.
Hmm sprawdzajac daty, to juz 11 dni nie mam netu, a nie bede mial jeszcze przez 11 tygodni. Obym tylko mial kurwa po co wracac za ten czas, bo ja nie chce w Szkocji zyc, a tym bardziej nie chce tu siedziec "bo tu lepsza kasa, a w Polsce i tak nie mam po co i dla kogo siedziec". |