Większość pacjentów trafia na oddzial zamknięty po próbie samobójczej, często już którejś z kolei. Są to zarówno pacjenci afektywni jak i psychotyczni, starzy i młodzi, z miasta i ze wsi itd. Nie ma reguły. Wydawałoby się, że odebranie sobie życia nie jest trudne, wystarczy zamknąć drzwi i odciąć dopływ krwi. Najczęściej jednak sam czyn to tylko zwieńczenie długotrwałego procesu, zachodzącego bezgłośnie w ich umysłach, którego początku bywa, że nawet nie pamięteją. Owszem, zdarzają się prawdziwe 'wilki stepowe' o wielkim formacie zagubienia. Spotkasz tam ofiary dramatów, o jakich zwykle czytasz jedynie w prasie. Ale sporą grupę stanowią także zwykli znudzeni monotonią życia symulanci i to z nimi właśnie jest najtrudniej. Starania zakończenia swojej egzystencji, nierzadko z obiektywnie błahych powodów, to 'spektakl' mający na celu zwrócenie na siebie uwagi. Kolejne pobyty w szpitalu stanowią ich sposób na życie, którego wcale nie zamierzają zmieniać. Bardzo łatwo stracić do takich ludzi cierpliwość. Myślisz, że potrzebny im tylko mocny kop na rozpęd a nie worek antydepresantów i godziny psychoterapii lecz obowiązuje cię okazywanie tolerancji i zrozumienia. Cholernie trudne, choćbyś nie wiem jak empatyczną był osobą. |