SZMOK | Czyli tam bez powrotem | Ktoś daje na Woodstock?
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
k2...
Może kiedyś...
 
2008.05.24 18:47:14

po kilku godzinach wreszcie podchodzimy pod sciane. dzielimy sie czekolada. chwila rozkminy gdzie jest poczatek drogi. maly przepak i wio.

metr po metrze sciana puszcza z mniejszymi lub wiekszymi oporami. sa miejsca gdzie malpuje, no... na wezelkach w sensie, bom bidny student.

trawers, serce w gardle, krok za krokiem i jestem na stanie.

probojemy cos wiecej podzialac, ale ktos zgubil droge. nie ja tym razem, ja nie prowadzilem, bo za trudno. oni prowadzili. ale nie narzekam. dla mnie nie liczylo sie osiagniecie, a sam kontakt ze skala, przeciwstawianie sie naturze i swoim slabosciom, a przede wszystkim nieopisana frajda...

zjazdy bez problemow.

w drodze na biwak stajemy i przygladamy sie z turystami jak inni dzialaja w scianie. jeden mezczyzna fachowo opisuje swojej (?) kobiecie kolejne kroki wspinaczy. my lejemy ze smiechu (tak w domysle).

potem schronisko. piwko. plany na jutro. luksus z kielbaski i frytek.

schronisko, piwko, kolacja, lulu. nastepny dzien... nastepna przygoda.

tesknie do tego. tesknie do brzydkiej pogody, do deszczu, do piwka ze znajomymi na siarczystym mrozie, tesknie do wyglupow, tesknie za wszystkim.

 
(c) 2008 Fundacja im. Dartha Vadera